Wybaczcie, ale nie sposób przeczytać 178 stron tego wątku.
Pisałam chyba w cz.2, w trzeciej jeszcze chyba nie.
A napisać chcę "Ku pokrzepieniu serc"
)
Drugiego października minęło pół roku od zakończenia mojej ośmiomiesięcznej kuracji Izo.
Dla tych, którzy nie czytali, lub nie pamiętają moich poprzednich wpisów przypomnę, że:
przyjęłam 10 (tabletki 20 mg) opakowań w dawkach głównie 20 mg na dobę, przez pewien okres 40 mg.
Kurację zniosłam bardzo dobrze. Wyniki badań świetne, skutki uboczne standardowe - diabelnie sucha skóra, wyszuszone usta.
Czasowo wystąpiła u mnie ostra reakcja skórna - okropne swędzenie (nie spałam trzy noce) i całe ciało jak podrapane kocimi pazurami.
Przez całą kurację stosowałam krem Avene Clean AC (wyśmienity) i czasowo (podczas zimowych wyjazdów w góry) Avene Cold Cream.
Twarz myłam dołączanym do Izo żelem (nie pamiętam nazwy, ale był to też produkt Blau Pharma), a w końcowym etapie kuracji mydełkiem PH 5,5.
Do ust pomadka Izo lub cokolwiek co było pod ręką.
Tyle tytułem streszczenia.
Od mniej więcej roku nie wiem co to jest pryszcz.
Od drugiego miesiąca kuracji w zasadzie nic się nie pojawiało. Czasem jakiś małe coś, co nawet nie było widoczne tylko wyczuwalne pod palcami.
Twarz mam gładką, skóra ma jednolity koloryt.
Na plecach nie pozostały majmniejsze ślady trądziku, chociaż gdyby ktoś na początku kuracji powiedział mi, ze tak będzie - nie uwierzyłabym.
Zastanawiałam się prawie dwa lata czy warto.
W moim przypadku było warto.
Przede mną jeszce zabiegi usuwające blizny - blizny, których tak właściwie nie ma dużo.
Gdybym zdecydowała się kilka miesięcy wcześniej na Izo nie miałabym ich wcale.
Nie było łatwo, ale było warto.
Jest tylko jeden pozostający skutek uboczny kuracji - skóra starzeje się kilka razy szybciej.
Życzę wszystkim wytrwałości. Bądźcie dobrej myśli :)