Ciągle nowe tragedie na twarzy, w sensie: cały czas nowy pryszcz. Moja historyjka zaczęła się niewinnie: pryszcze miałam zawsze, fakt: jeden, dwa, ale zawsze. Były jak przyciski: wciskasz jeden, wyskakuje drugi. (Nawet jak nie wciskasz, to wyskakuje nowy...) Oprócz tamtych sporadycznych wulkanów, miałam zaskórniki, które sobie trochę ostatnimi czasy pozwoliły na za wiele, zajmując dwie strony mojej szanownej brody. Wyprowadziły mnie w końcu z równowagi, na co derma przepisał tetracyklinę i retin-A, co wyprowadziło z kolei te moje zaskórniki z równowagi, więc się zmutowały w pryszcze i prawie dwa miesiące nie chciały zejść wcale. Z powodu obawy, że się przeniosą na czyściutkie poliki, oraz z powodu ich uparcia, lekarz przepisuje mi
Izotek i zaleca 20mg dziennie. Jak zaczęłam łykać, to już na sobie miałam takie coś, co tam na pierwszym zdjęciu dumnie prezentuję dokładnie w takim stadium jak teraz, a Izotek dodał jeszcze swoje. Wszystkie pryszcze, nawet te co nieświadomie były głęboko pod skórą wywala na wierzch. Wyglądam, jakbym drugi raz okres dojrzewania przechodziła. Ale spoko, przecie to dwudziesty trzeci dzień dopiero.
Aa, wszystko Wasze tu przeczytałam, znaczy się: tamte dwa zamknięte już tematy. To najlepsze polskie forum o izotretinoinie.