Moja wiele się nie różni. Niestety ona z tych co to dieta i ruch nie równa się styl życia. Najchętniej dalej trzymałaby się kolorowych gazetek i rzucała na tygodniowe diety ale boi się mnie.
Wie, że trochę w tym siedzę, dużo jej zresztą gderam, no i moje metody już na nią podziałały, więc sama chce. Tyle, że ten jej zapał... Nie no, nie powiem. Przyjmuje wszystko ładnie,co jej się nakaże robi bez większego gadania, ale jakieś święta, uroczystości itp. albo jak już zrzuci i ma utrzymać… nie potrafi rozsądnie. Lubi śmieci i wciąga na potęgę. Także raz już zaprzepaściła to co wypracowała... Albo to znane: od jutra dieta to dzisiaj się nawpyerdzielam. Cała ona.
Najciekawsze, że ona nawet jak długo jest na diecie, staram się jej przemeblować w głowie to i tak guzik. Jedyne co w niej zabiłam (dobre i to) to patrzenie na wagę zamiast cm
No ale wraca do starych nawyków i pewnie będzie wracać. OSTATNI raz ( o czym ją poinformowałam) próbuję zarazić ją lepszym stylem życia. Nie wiem czy mi się to uda, bo to strasznie niereformowalny człowiek. Niby obiecała, że już więcej nie zaprzepaści. Zobaczymy. I tak czuję, że muszę zaopatrzyć się w dużą ilość melisy
bo mnie strasznie drażni , jak się namęczę nad czymś , gadam i gadam a ktoś potem wszystko schrzani i zrobi swoje.
Stąd i te dwie puchy
białka (mobilizacyjne dla niej, niczym jakiś zakład
), a i ja w razie co będę miała coś na pocieszenie i skołatane nerwy.
Przy okazji tata na tym skorzysta, bo poje zdrowsze obiady. Chociaż on też niereformowalny i słodycze będzie wcinał na potęgę (co to dla niego pudełko ptasiego mleczka, a szczupły
)
Właśnie, jak tak patrzę na niereformowalność moich rodziców to teraz już wiem po kim jestem taka uparta.