Minęły 2 tygodnie od ostatnich marszobiegów wiec dzisiaj spróbowałem ich ponownie. Zrobiłem jedną minutę więcej biegu niż ostatnio a tętno max zeszło ze 180 na 172. Niby postęp jakiś jest ale na pewno same marsze nie sprawią że zacznę biegać. WIęc żeby biegać - trzeba biegać
Rozum mówi, że jeszcze za wcześnie... że kolana... że waga... że stopy... itd itp
Ambicja i strach przed półmaratonem mówi, że już za późno... że nie zdążę się przygotować... że jestem dupa.. itp itd
Więc doszedłem do wniosku, że moment jest idealny
Plan na najbliższe tygodnie to 3-4 marszobiegi w tygodniu. Najbardziej mi pasują pon, wt, czw, i sobota. Do tego 2-3 razy w tygodniu silownia i będą to pewnie wt, czw i sobota tak, żeby nie biegać z rana po wieczornej siłowni. Marsze w lesie mi się spodobały więc póki nie będzie calkiem ciemno z rana to będę maszerował w dni bez marszobiegów.
Do końca roku chciałbym być w stanie przebiec 30minut bez przerwy i zejść z wagą do 120kg. Dietę muszę niestety mieć dopiętą.Próbowałem przez ostatnie tygodnie czy będzie spadać waga jeśli będę trenował i jadł co chcę no i niestety waga nie spadała. Wróciłem więc do ważenia i liczenia.
Rozpiski będę się starał wrzucać co 1-2 dni ale jak będzie bardzo brakowało czasu to będę uzupełniał w weekendy.
Chyba tyle ode mnie. Może jeszcze tylko wspomne, że wstawanie przed 6 rano, które jeszcze tydzień temu wydawało mi się nierealne dzisiaj wygląda już bardziej realnie. Skoro nawet w sobotę tak wstałem to w tygodniu też mogę. Sam jestem ciekaw jak dlugo
Co do weekendów postanowienie na razie mam take, że w sobotę mam wstać na tyle wcześnie, żeby zdążyć z marszobiegami przed innymi obowiązkami. Natomiast niedzielę zostawiam sobie do negocjacji z LENIEM, czasami pójdę na marsz a czasami nie.