Dzisiaj założyłem sobie, że w końcu dopnę dietę na 100% i przebiegnę na bieżni 2km w 2-3 interwałach. To pierwsze poszło w miarę łatwo ale po wczorajszym lekkim treningu siłowym dostałem takich zakwasów, że zacząłem wątpić czy trening się uda. Podobnie jak poprzednio, w czasie biegu czulem że jak przejdę na chwilę do marszu to pomaszeruje ale pod prysznic Dlatego pociągnąłem do oporu, bez przerwy. I co ciekawe momentami miałem wrażenie że bardziej walczę z głową niż z nogami. A to jest zdecydowanie dobry znak... w przeciwieństwie do towarzyszącego tej sytuacji tętna
P.S. Aż mi się płakać chciało jak zobaczyłem graficznie na movescount ile dni treningowych mi wypadło
Zmieniony przez - ruski czołg w dniu 2017-12-04 20:52:13