Chciałabym się poradzić... Mieszkam obecnie w Azji i o mięsie ze wsi i jajkach z wolnego wybiegu można pomarzyć. Krewetki też pełne syfu. W związku z tym, że to wszystko jest niewiadomego pochodzenia, postanowiłam wyeliminować w ogóle kurczaka, bo chyba to on jest najbardziej naszpikowany lekami i chemią. Pamiętam, że na forum czytałam, że chyba krowa wszystkiego nie zje i tak się jej nie szpikuje, ale nie jestem pewna, czy chodziło o wołowinę. Czy wołowina i wieprzowina są lepszą opcją niż kurczak (mniejsze zło)? Co natomiast w kwestii bardzo popularnej tu kaczki (myślę, że tak samo syfna jak kurczak)? Zastanawiam się, czy baranina w kuchni indyjskiej nie jest najzdrowsza z tego wszystkiego.
Co zrobić jeśli chodzi o jajka fermowe - wyeliminować czy ograniczyć? Owoce morza tylko raz na jakiś czas planuję. Chcę się przestawić bardziej na strączki, ale ciężko, bo zaraz mnie wydyma i gazuje - nie mogę jeść tylko ich cały dzień. Soją i wszechobecnym tofu nie mogę się ratować, bo czytałam, że źle wpływa na hormony i też chyba na jakimś syfie hodowana. Więc niewiele źródeł
białka pozostaje. Robię sobie sama twaróg (bo tu nie ma), ale to też z australijskiego mleka pasteryzowanego, no i to tylko jedna porcja dziennie. Co byście mi radziły. Teraz doceniam fakt, że w Polsce można dostać zdrowe jedzenie ze wsi, a nawet hodowla przemysłowa wydaje mi się być w lepszych warunkach niż tu.