Dzięki za zainteresowanie. No tak... Ale mnie chodzi o coś nieco innego. Jeżeli dostarczę jednorazowo więcej niż mój organizm jest w stanie zużyć na pokrycie bieżących potrzeb, to czy nie doprowadzam do sytuacji, że "nadwyżka" i tak zostaje zmagazynowana niezależnie od tego, co i ile zjadłem w ciągu dnia. I paradoksalnie: mogę być niedożywiony cały dzień, mieszczę się w bilansie, a równocześnie zwiększam zapas tłuszczu.
Sprawa komplikuje się jeżeli dostarczę w tym największym posiłku ogromnych ilości cukrów prostych i tłuszczu, ale w zgodzie z cyferkami bilansu. Bo idąc tym tropem rozumowania, to można się żywić ćwiartką tortu czekoladowego zjadaną na dwa posiłki
I druga rzecz. Ja nie jestem zwolennikiem traktowania człowieka jako układu fizycznie zamkniętego, do którego da się w pełni zastosować fizyki newtonowskiej (i czułem to jeszcze zanim trafiłem na ślad Taubesa)
Przykłady?
Mówimy o bilansie jako o dostarczeniu i strawieniu, ale nikt - a przynajmniej ja o takich badaniach nie słyszałem - nie prowadził badań (przepraszam za dosłowność i naturalizm) nad kalorycznością odchodów. Przecież nawet gazy jelitowe mają swój potencjał energetyczny
Mówimy: "zjadłem" = muszę przyswoić całą zjedzoną energię. Ale czy to zawsze będzie prawda? Co z pokarmami, które totalnie demolują gospodarkę hormonalną i upośledzają działanie układu pokarmowego?
No i spalanie w
organizmie, to jednak nie jest spalanie w warunkach laboratoryjnych, a na takiej podstawie oszacowano kaloryczność makroskładników.
Mechanicznie też bywa ciekawie. Np. siemię lniane: kaloryczne, zdrowe i pożywne. Co z tego skoro bez mechanicznego rozdrobnienia nie da się go strawić? Niby można nim podbić kcal, a w rzeczywistości tylko prześliźnie się przez przewód pokarmowy.
Wiem, że to kawał wiedzy i na wiele pytań nikt nie zna odpowiedzi, ale zawsze warto je stawiać
Powoli staje się to moją pasją
Szkoda, że nie przyszło mi kiedyś do głowy poświęcić się tym zagadnieniom