Heinz (sorki Marceli za off, ale rzadko ostatnio bywasz, to Ci nabijemy statystykę ruchu
) - też nie mam ochoty się kłócić o nic. Zwłaszcza, że jako jednostka podejrzliwa oglądam sprawy z różnego punktu widzenia i też nie wierzę dogmatycznie we wszystko co przeczytam/usłyszę.
Co do odpowiedzialności za słowa. Od jakiegoś czasu pomijam milczeniem kwestię swojego menu. Po prostu. Jedzenie to jedzenie. Jeżeli ktoś wpada na pomysł przejścia na LCHF bo spodobał mu się dziennik, ujęło go chwytliwe sformułowanie itp. i sięga po wiaderko margaryny, popija to butelką przecenionej oliwy z Biedronki i zagryza solonym boczkiem, to sam jest sobie winien.
Problem w tym, że ja oglądam sprawę przez inną optykę. Gdybym był przypadkiem standardowym, to wybierałbym inwestycje standardowe, o niskim ryzyku, w miarę sprawdzone: 25% energii z tłuszczu, 150-170 białka i reszta energii z węglowodanów. 90% ludzi na takiej misce gubi kilogramy i utrzymuje formę. Niestety. Prawdopodobnie mam do tego stopnia zdewastowaną gospodarkę hormonalną, że sam zapach cukru powoduje u mnie niekorzystne zmiany. Nie mogę stosować szablonowych rozwiązań. Jedynie LCHF daje mi komfort "po prostu jedzenia". Muszę opierać się na inwestycjach wysokiego ryzyka, bo gram o sporą stawkę. Myślę, że potrzebuję co najmniej roku (licząc od grudnia 2013) do ustabilizowania sytuacji po huśtawce, którą sobie, sam na własną rękę, zafundowałem (kura-ryż-oliwa)
Dlaczego o tym piszę i to aż tyle. Otóż ja to tylko ja. Zapuszczony grubas, który przeszedł kurację odchudzającą. Cała moja aktywność sportowa to ostatnie 3 lata.
W przypadku sportowców i osób aktywnych od zawsze, jest inaczej. Chyba nawet gorzej. Oni są przyzwyczajeni do ciągłej aktywności, jak ja kiedyś do lenistwa. Gwałtowna zmiana stylu życia, w moim przypadku spowodowała poprawę parametrów - w przypadku sportowca, przejście do bezruchu może/musi spowodować ich spadek. Nie oszukujmy się. Wydolność metaboliczna to nie jest dar niebios, udzielony na całe życie. Sportowiec, czy też aktywny amator, odcięty od
treningów zjedzie z formą spektakularnie. Tak mi się wydaje przynajmniej. Byłoby to logiczne. Problem może faktycznie być (znowu gdybam) nieco mniejszy w przypadku dyscyplin wytrzymałościowych (kolarstwo, biegi) niż w przypadku dyscyplin siłowych i siłowo-zręcznościowych (boks, piłka nożna, koszykówka, sprinty i biegi na krótkich dystansach itp.)
Szkolenie długodystansowca zakłada unikanie gwałtownych skoków energii (w dół/w górę), przygotowuje do długotrwałego wysiłku i powolnego korzystania ze źródeł energii.
W innych dyscyplinach kładzie się nacisk na wyzwolenie energii na moment maksymalnego wysiłku (runda, sprint, połowa meczu, tercja itp.) A najlepsze w tej roli są właśnie węglowodany. Lata takiej gospodarki uczą organizm pewnych zachowań. A przy okazji oduczają ostrożności w kuchni
Najciekawsze linki po polsku jakie znalazłem.
http://sport.dlastudenta.pl/artykul/Kiedys_sportowcy_dzis_grubasy,88063.html
http://www.sportfan.pl/artykul/ale-sie-utuczyli-wielcy-sportowcy-wygladaja-jak-tlusciochy-15823