10.05.2013 piątek TRENING 18
miska: czysta
suple: tran, kefir z grzybka tybetańskiego ( liczony w misce jako mleko)
warzywa: ogórki, cukinia, rzodkiewki
dodatkowo: zyrtec + hydroksyzyna
Trening po lekturze i pogaduchach z Ciocią był trochę kombinowany.
O ile w przysiadzie po dwóch seriach rozgrzewkowych od razu wzięłam większy ciężar i ta taka odwrócona kolejność ( że schodziłam z ciężarem zamiast zwiększać) mi pasowała ( o ścioraniu nie piszę - to oczywiste
), to w MC mi nie szło. Tzn, też rozgrzewkowe dwie zrobiłam, ale skok od razu na 52kg trochę mnie wytrącił i speszył? Nie wiem, nie czułam się dobrze.
Reszta ok, jak zwykle nogi mi się telepały na koniec a w sobotę zakwasy czułam w doopsku mocno.
Co do tego kombinowania, to pomieszałam coś i w ogóle nie ma o czym mówić :/
Dzień zakończył się źle, po powrocie do domu zaczęło mnie znowu dusić, skończyło się przejściem na pogotowie, aplikacją czegoś wziewnego. Do domu: zyrtek i hydroksyzyna, przez co weekend mam do tyłu.
Nie wiem czy w reakcji na leki czy pogodę, ale napuchłam jak prosiak. Obrączka, która od kilku miesięcy prosi się o poważne zmniejszenie od soboty leży na szafce, nie wcisnę do pół palca. W ogóle zaciśnięcie rąk to jakaś kpina, skóra aż boli :/
Śpię i mam wszystkiego dość
Sobota i niedziela
Miska czysta, niedojedzona, bo albo śpię, albo piję (wode of korz)
nadal zyrtec i hyrdroksyzyna.
pomiary i foty
zrobiłam bo czas na to, ale tak jak pisałam - spuchnięta jestem
Ruda,mimo to foty dla Ciebie mam - wysyłać?
edit: wyślę, bo pytan mam kilka a na oko widzę postępujący zanik cyca
Zmieniony przez - agataq w dniu 2013-05-13 13:25:37