dobra, kiedyś nawet chodziłam na studiach,
Powiedz mi, robić to zamiast czegoś, czy wrzucić w weekend do aktualnego planu?
mam filmik clallan pickney
____________________________
dziś treningu nie będzie, coś mi przy biurku w plecach pierdykło i jadę na 17 do fizjo. Kurde... nie na siłowni, nie pod sztangą a przy rotacji na krześle
12 lat temu kontuzja mnie na 3 miechy wyłączyła z życia, już mam wku*wa
______________________________
byłam i to nie kręgosłup...
coś mi poszło nie tak w stawie biodrowo-krzyżowym. Wczoraj sekwencja masaż/ultradźwięki/laser/prądy. Dziś również profilaktyczne wolne od ćwiczeń i zaplanowana powtórka tych samych zabiegów.
Trochę po wczoraj przeszło. I to są w sumie dobre wieści.
Ale fizjoterapeuta dość mocno mnie nastraszył...i to chyba nie są dobre wieści, chociaż sama już nie wiem.
Jak do niego zadzwoniłam, kazał mi zabrać wszystkie dotychczasowe badania/zdjęcia, jakie miałam w związku z kręgosłupem. Powiedziałam, że ostatnia przygoda to 12 lat temu, więc to prehistoria. Kazał przynieść.
12lat temu diagnoza brzmiała "wyprostowanie
fizjologicznej lordozy kręgosłupa lędźwiowego. centralna przepuklina jądra miażdżystego l5/ls1 wpukla się do kanału rdzeniowego, uciska na worek oponowy i korzenie nerwów rdzeniowych. Objawy stenozy kanału kręgowego na tej wysokości, obniżenie tarcz międzykręgowych l4/l5 l5/ls1 z niższym sygnałem w obrazach t2 zależnych odpowiada zmianom degeneracyjnym".
Miałam wtedy ustalony przez ortopedę termin operacji, ale zmieniłam lekarza a ten oddał mnie od razu w ręce fizjoterapeutom. Były 3-4 tygodnie rehabilitacji, jedna albo dwie blokady lekiem zeel. Tak czy owak postawili mnie na nogi. I na którejś z kolejnych wizyt u lekarza usłyszałam że wszystko jest w porządku.
Zrozumiałam to tak, że jestem wyleczona, w sensie jak z grypą - była grypa, nie ma grypy. Dopiero wczoraj się dowiedziałam, że tą przepuklinę to ja dalej mam i mieć będę :-/
facet stwierdził, że skoro przez 12 lat nie miałam żadnych objawów ze strony tej przepukliny, to znaczy że jakoś się tam dobrze ułożyła i ok.
Ale nastraszył mnie, że jak zajdę w ciążę to będzie masakra i złożę się jak domek z kart.
Powiedziałam, że chodzę na siłownię i ćwiczę z ciężarami. I tu powiedział, że bardzo dobrze i że powinnam zwrócić uwagę na trening pleców i wzmacniać je jak tylko się da.
Powiedziałam, ze to trening FBW.
Jak mnie już masował, to powiedział, że napięcie w prostownikach mam dobre (?) i może z tą ewentualną ciążą nie będzie tak tragicznie, ale muszę tego pilnować i walczyć o te plecy.
Po przemyśleniu w nocy stwierdzam, że chyba właśnie dostałam nową motywację do zapierdzielania.
Chyba skoro nic dotąd się nie działo, to muszę się tego trzymać, co?
Czy iść z tym do Saidy jeszcze?
Zmieniony przez - agataq w dniu 2013-03-14 07:35:30