...
Kto na szpicy w Bełchatowie?
Kto powinien być wysuniętym napastnikiem Legii w Bełchatowie?
Marcin Chmiest
Marcin Klatt
Piotr Włodarczyk
Jedną z kluczowych decyzji, które ma do podjęcia trener Legii, Jacek Zieliński, przed piątkowym meczem w Bełchatowie jest obsada pozycji wysuniętego napastnika. W ubiegłym sezonie rolę tę spełniał, z różnym powodzeniem, Marek Saganowski. Od początku bieżącego sezonu Zieliński postawił na Marcina Klatta i... zawodnik ten jest obecnie jednym z najbardziej krytykowanych piłkarzy Legii. W Gdyni Klatt był najaktywniejszym legionistą, jednak nie wykorzystał jedynej w zasadzie czystej pozycji bramkowej i do historii Legii z racji błyskotliwego debiutu już nie przejdzie. W Łęcznej miotał się przed bramką Górnika, ale skutek tych szaleństw był zerowy. Pytanie, na ile jest to wina młodego piłkarza, a na ile zespołu, który w tym czasie rozgrywał najgorszy mecz od czasu blamażu z Odrą w Warszawie. Umówmy się bowiem, że w pierwszej połowie meczu w Łęcznej nie pograłby sobie w Legii nawet Ronaldo. On również miałby przed sobą trudny wybór: cofnąć się, żeby w ogóle wziąć udział w grze, czy też nadal czekać na piłki wrzucane do przodu na aferę (zwykle oczywiście niecelne). Fakt pozostaje faktem, że po katastrofie w pierwszej połowie Zieliński musiał w przerwie coś zmienić i zmienił... Klatta. Na Piotra Włodarczyka.
Gra 'Włodara' w Łęcznej była jego pierwszym od dłuższego czasu występem w roli środkowego napastnika. Już kilka minut po wejściu na boisko samodzielnie wypracował sobie sytuację sam na sam, jednak piłka nieszczęśliwie trafiła w biodro Bledzewskiego. Później jeszcze kilkakrotnie próbował szarpać, uczestniczył w wymianach piłek, grał ambitnie, ale bramki nie zdobył. Pokazał jednak, że wielomiesięczne utyskiwania dziennikarzy i kibiców na wystawianie go na lewym skrzydle mogą mieć racjonalne podłoże. Można też zaryzykować twierdzenie, że 45 minutami w Łęcznej Włodarczyk zasłużył sobie na pierwszy skład w Bełchatowie. Inna sprawa, że 'Włodar' miał łatwiej od Klatta, ponieważ przynajmniej przez część drugiej połowy Legia była w stanie przejąć inicjatywę w środku pola. W pierwszej połowie Klatt nie miał takiego komfortu, ponieważ z trójki środkowych pomocników ze swoich zadań wywiązywał się w miarę dobrze tylko Łukasz Surma. Z tego powodu, jak również kilku innych, można mieć nadzieję, że Marcin Klatt nie zostanie skreślony i że będzie dostawał szanse w kolejnych meczach. Bezsensowne byłoby bowiem 'palenie' ambitnego młokosa po dwóch mało udanych występach, w których źle zagrał cały zespół. Trudno przecież oczekiwać od 20-letniego zawodnika, który do tej pory występował w drugiej lidze, że zacznie ciągnąć zespół za uszy w trudnych chwilach. Od tego w każdej drużynie są starsi i bardziej doświadczeni ludzie, przede wszystkim ci grający w środku pola. Że oni prezentują się w Legii najsłabiej? Cóż, to mamy problem...
W kontekście meczu w Bełchatowie należy wspomnieć o trzeciej kandydaturze: Marcina Chmiesta, który przez kilka ostatnich lat był jedną z największych gwiazd Bełchatowa. Legia starała się o niego od długiego czasu i wreszcie dopięła swego kilka miesięcy temu. Chmiest przybył do Legii pełen nadziei, jednak wielu wypowiadało się o nim sceptycznie: że po ciężkiej kontuzji, że nawet w Bełchatowie na wiosnę nie błyszczał, że nie będzie łapał się do pierwszej '16'. Na razie złe wróżby sprawdzają się. Chmiest grał mało nawet w sparingach i jak na razie w kolejce do pierwszego składu plasuje się za juniorem Dawidem Janczykiem. Osoba Chmiesta pokazuje przy okazji teoretyczną przynajmniej przepaść dzielącą GKS Bełchatów od Legii. Oto wiodący w górniczym mieście zawodnik nie mieści się na ławce Legii. Oceniając wyłącznie na tej podstawie w najbliższy piątek Legia powinna przybyć do Bełchatowa i zapytać, ile bramek tamtejsza drużyna chce stracić. Niestety, mecz w Gdyni pokazał, że tego rodzaju kalkulacje nie są nic warte, bo trzeba jeszcze wyjść na boisko i wyszarpać zwycięstwo. Wracając do Chmiesta, mecz w Bełchatowie mógłby być dla niego doskonałą okazją do udowodnienia, że nie przyszedł do Legii tylko i wyłącznie z uwagi na znajomość jego menedżera, Jarosława Kołakowskiego, z dyrektorem sportowym Legii, Jackiem Bednarzem. Mógłby być, ponieważ wątpliwe jest, czy będzie.