Do góry z tym wątkiem!
Weekend pod znakiem... spacerków

[Tyka, cicho tam!]. No trudno, lepsze spacerki niż wylegiwanie się do góry brzuchem. Dieta utrzymana bez zarzutu.
A JA JUTRO IDĘ NA SIŁOWNIĘ!!!
do the conga! ta-ta-ta-ta-ta-TA...! ta-ta-ta-ta-ta-TA...!
W sobotę ominęło mnie ważenie i mierzenie Uki, bo nie wzięłam ze sobą moich gadżetów pomiarowych, a teraz mi się nie chce tego nadrabiać. Pomierzę się w sobotę.
Ale wiecie co? Dalej chudnę! Ważę teraz
56 kg i tym samym powoli dochodzę do etapu zadowolenia z siebie. Na przykład na brzuchu powoli - i po raz pierwszy w życiu - zaczynam mieć zalążki sześciopaku!!!
A z drugiej strony
nie czuję na ciele [proprioceptywnie] jakiejś dramatycznej różnicy, co jest o tyle fajne, że mam szanse nie wpaść w euforyczne jojo "no skoro schudłam, to teraz mogę JEEEEEEEŚĆ!"

.
Ciekawi mnie jednak, czy nie spadła mi kondycja przez te 3 tygodnie.
Zobaczymy jutro.
A tymczasem spadam pakować dwa śniadania i obiad na jutro.
Pozdr...!!!
