Tyka... Ja to wszystko wiem i rozumiem i boleje nad swoim losem...
Tylko ze od 10 dni wracam do domu w okolicach 23-ej zwyczajnie nieprzytomna i z oczami jak kroliczek od kilkunastogodzinnego sleczenia przy 22calowym monitorze. Jedyne na co mam sile, to usiasc przy moim komputerku i ulozyc jadlospis na nastepny dzien. A nastepny dzien zaczyna sie o 6:15, kiedy to ledwo przytomna gnam [ok, stoje w korkach] przez cala Warszawe do roboty na kolejne kilkanascie godzin.
Treningi sa dla mnie bardzo wazne i mocno mi dokucza fakt, ze teraz mam przerwe. Niestety pracuje w takiej branzy, w ktorej nie ma wymowek, a wszystko jest na wczoraj i tak naprawde nie zna sie dnia ani godziny. Tak jak teraz - wlasnie kluczowy klient w polowie kwietnia przypomnial sobie, ze potrzebuje 60-stronicowy katalog produktow na impreze pierwszomajowa... W normalnych warunkach i normalnych godzinach pracy jest to niewykonalne. Na szczescie dzis calosc idzie do druku.
Poza tym - codziennie mam
trening interwalowy - biegi do autobusu [3 do 4 przesiadek na trasie]. Wczoraj myslalam, ze sie wyrobie na silownie, wiec mialam ze soba wszystkie rzeczy -> zaliczylam biegi z obciazeniem na odcinku Centrum-Centralny w jakze milej atmosferze Warszawy Centralnej w godzinach wieczornych.
Zmieniony przez - Uka P. w dniu 2005-04-22 10:07:19