No dobra. Co prawda Wena odwróciła się na pięcie i poszła [nie pożegnawszy się nawet], ale spróbuję coś wykombinować bez niej.
trening
Wczoraj był wreszcie prawie dobry, chociaż nadal jestem na etapie dobierania obciążeń. Z drugiej strony, skoro należy ćwiczyć zgodnie z zasadą progresji, to każdy trening oznacza dobieranie obciążenia na nowo, czyż nie?
W każdym razie wczoraj były nogi, pupa i brzuch, no i dziś mnie nogi bolą. CAŁE!

Pośladki zresztą też. Będą zakwasy, oj będą...
Na przywodzenie i odwodzenie nóg wczoraj wzięłam 7 czy 8 "cegieł", co spowodowało lekki wytrzeszcz u dwóch ćwiczących obok lasek typu "Szparag na dwóch nogach". Standard na tych maszynach to 3-4 ciężarki [no bo przecież "małe obciążenie wyszczupla, a duże buduje"

], a tu nagle siada taka i prawie cały zestaw rozpycha.

Ku mojej nieskrywanej satysfakcji przy takim obciążeniu miałam jeszcze ze 3-4 powtórzenia zapasu, więc za tydzień wezmę więcej.
W ogóle wczoraj miałam fajny trening, bo we wszystkich ćwiczeniach wzięłam sporo większe obciążenia niż poprzednio i nie było wpadki.
Np. na łydki robię wspięcia jednonóż z obciążeniem po stronie ćwiczącej nogi. Do tej pory brałam obciążenie 7.5kg, a wczoraj złapałam za 10kg - no i jeśli chodzi o samą łydkę, to dałabym radę więcej, ale jeśli chodzi o utrzymanie tego w garści, to już nie...

Chyba muszę przemyśleć zmianę ćwiczenia i może wejść z tym pod gryf.
Na zakończenie weszłam też po raz pierwszy na maszynę do spięć brzucha z obciążeniem. Faaaaajna

... Ale tu też: standard dla panienek to 2-3 "cegły", więc od tylu zaczęłam. Tymczasem wychodzi na to, że muszę brać co najmniej 5, bo inaczej to macham tym jak chorągiewką i tylko hałas robię. W brzuchu zakwasów nie będzie...
dieta
Co najpierw? złe czy dobre? Niech będzie złe.
Niestety muszę się przyznać - zaczynam popuszczać. Problemowe są zwłaszcza wieczory, gdy szykuję coś Mężowskiemu, albo pakuję się na następny dzień. Tu skubnę, tam skubnę - niedużo [kilka orzechów, łyżka sera białego, 3 łyżki sałatki z tuńczyka z fasolowymi... taaakie tam

], ale zawsze. Szafka powoli przestaje być wystarczającym schronieniem dla orzechów, muszę też wymyśleć jakieś schowanko na jabłka.
Myślałam, że powinnam iść na odwyk od kompa, ale teraz stwierdzam, że jak siedzę przy kompie, to przynajmniej nie kręcę się po kuchni, więc nie podkradam.
A z dobrych niusów - termosik sprawdza się absolutnie genialnie, dzięki niemu zaliczam 2l herbaty w pracy i mam wrażenie, że wciąga mnie to głębiej, bo zaczyna mnie suszyć już podczas drogi do domu

.
Wszystkim osobom na redukcji baaardzo polecam picie dużych ilości
ciepłych i bezkalorycznych napojów, bo w ogóle, ale to
W OGÓLE nie czuję głodu dzięki temu. Prawdę mówiąc, czuję się ciągle napchana, przez co nie myślę o jedzeniu i spóźniam się z posiłkami.
Jedyny defekt picia dużej ilości płynów jest natury fizjologicznej.

Mam nadzieję, że pęcherz - tak jak żołądek - z czasem się rozciągnie, bo na razie... trochę to bywa uciążliwe.
I to by było na tyle.
Do widzenia się z Państwem...
