SFD.pl - Sportowe Forum Dyskusyjne

Amidoman redukcja + czysta masa zarazem

temat działu:

Po 35 roku życia

słowa kluczowe: , , , ,

Ilość wyświetleń tematu: 104560

Nowy temat Wyślij odpowiedź
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Ekspert
Szacuny 109 Napisanych postów 3897 Wiek 48 lat Na forum 14 lat Przeczytanych tematów 76176
ogromne gratulacje. czas ponizej 5h to dobry rezultat na debiut. dalej kibicuje wysilkom biegowym!

Zmieniony przez - Marcel_197 w dniu 2014-08-24 21:36:30

Podsumowanie I fazy redukcji: http://www.sfd.pl/Redukcja_ze_105kg__podsumowanie_str._170-t966196-s170.html
Rekordy osobiste w Tri:
1/8 IM: 1h23’30’’: Pszczyna 2014 // 1/4 IM: 2h28’59’’: Radłów 17/07/2016 // 1/2 IM: 4h59'40'Lisbon 2018: IM Kopenhagen 2017: 11h48'
Dystans Olimpijski: 2h32'04’’: 5150 Warszawa 11/06/2017

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Ekspert
Szacuny 4932 Napisanych postów 15291 Wiek 48 lat Na forum 12 lat Przeczytanych tematów 1180542
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Ekspert
Szacuny 11149 Napisanych postów 51570 Wiek 31 lat Na forum 24 lat Przeczytanych tematów 57816
Genialnie Niestety ja FB nie posiadam, więc tylko tutaj mogę się dowiedzieć że Ci się udało Jeszcze raz gratuluje i bardzo dobry czas
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 2 Napisanych postów 1778 Wiek 48 lat Na forum 11 lat Przeczytanych tematów 23820
Dziękuję Panowie!

Tylko na szybko, bo łóżko czeka - dobiegłem. Dobiegłbym szybciej ale ból odcinka lędźwiowego pleców nie dał mi biec na kilku odcinkach.
Musiałem przerwać bieg kilka razy i iść, maszerować jedynie. Wyszło pewnie pół na pół pod koniec. A od początku biegłem nastawiony na złamanie 4:30 i takie tempo z lekkim zapasem trzymałem do 33 kilometra w sumie. Potem zaczęły się problemy.
Jutro mam dodatkowy dzień wolny na odpoczynek i regenerację, spróbuję wrzucić jakąś relację z fotkami i filmikiem ze startu niestety tylko. Żonie nie wyszło i filmik z mety ma tylko sekundę...
Skończyłem na 184 miejscu, na 222 osoby zarejestrowane, na 205, które dobiegły w limicie czasu. Czas oficjalny 4:49:37 od startu, 4:49:04 czas chipu.

Pozdrawiam
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Ekspert
Szacuny 520 Napisanych postów 10132 Wiek 49 lat Na forum 11 lat Przeczytanych tematów 68495
Gratulacje Ami. Tak musiało być.

------------------------------------
Сила это способность
http://www.sfd.pl/Kettlebells_Sztanga_Bieganie_Sila_dla_cierpliwych_By_MaGor_Vol3-t1078817.html
------------------------------------
Spis treści i indeksy:
https://dl.dropboxusercontent.com/u/69665444/sfd/pub/dziennik/spis_tresci.html
------------------------------------
http://www.sfd.pl/Pomoc_dla_małego_Igorka__serdecznie_zapraszamy_!-t1022615.html 

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Ekspert
Szacuny 555 Napisanych postów 6412 Wiek 45 lat Na forum 10 lat Przeczytanych tematów 57352
Ami marzyłeś o załamaniu 5h wszystko Ci się spełniło super, jeszcze raz gratuluje. Na spokojnie daj znać jak przebiega proces regeneracji.

PB:
IM 140.6 Poznań 25.06.2017, 12:48:33 / IM 70.3 Gdynia 07.08.2016, 5h:23min:57s / JBL Triathlon Sieraków 28.05.2016 1/4 IM, 2h:33min:54s / Otyliada 12/13.03.2016 15km, 6h:28min / III PKO Maraton Rzeszowski 04.10.2015, 03h:55min:51s / Półmaraton Rzeszowski 06.04.2014, 1h:53min:03s / Trening 08.06.2017, 10km 47min:43s / Łańcucka Piątka 5km 11.06.2016, 22min:45s

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
masti M.P. w Kulturystyce Moderator
Ekspert
Jest liderem w tym dziale Szacuny 10081 Napisanych postów 30414 Na forum 22 lat Przeczytanych tematów 728913
Gratulacje-czas bardzo dobry i najważniejsze,że ukończyłeś w dobrej formie...
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 2 Napisanych postów 1778 Wiek 48 lat Na forum 11 lat Przeczytanych tematów 23820
Jeszcze raz dziękuję.
Spróbuję pokrótce podsumować to co stało się wczoraj.

Sam pamiętam doskonale emocje jakie miały miejsce podczas pierwszego startu Marcina (Xzaar) a później Macieja (MaGor) w maratonie.
Spodziewałem się podobnych u siebie i nie zawiodłem się. Kilkaset metrów przed metą prawie popłakałem się wspominając emocje ich obu na mecie ale przy przekraczaniu samej mety byłem już spokojny i uśmiechnięty.

Ale od początku.
Zawitałem na tym forum najpierw jako czytelnik tematów głównie Kuby oraz Rafała. Ich przemiany zachęciły mnie do zarejestrowania się a później nawet założenia własnego tematu. Niestety z nie do końca znanych mi powodów redukcja nie szła tak jakbym sobie tego życzył.
Spotkało się to z krytyką w dziale, zapewne słuszną. Niepowodzenia sprawiły, że zainteresowałem się dietą Marcina oraz Macieja. Jej zastosowanie w końcu przyniosło efekty, Nadal nie były one spektakularne, ale straciłem sporo tkanki tłuszczowej w niedługim czasie ciesząc się jednocześnie świetnym samopoczuciem.
Wraz z dietą obaj panowie zarazili mnie swoimi przygotowaniami do swoich maratonów. Niegdyś w życiu nie pomyślałbym, że pobiegnę 10 kilometrów nie wspominając o maratonie. Ale w tym czasie (styczeń 2014) biegałem już po 10km 3 razy w tygodniu i nie przychodziło to jakoś wyjątkowo trudno. Podjąłem decyzję o rozpoczęciu przygotowań, która również spotkała się z krytyką. Kolejny raz zapewne słuszną. Moja waga ani wczoraj ani dziś nie rokowała najlepiej.
Ostatnie siedem miesięcy przepracowałem w miarę rzetelnie. W miarę, ponieważ zdarzyło mi się kilka razy, że odpuściłem biegi z jakichś powodów, nie zawsze zależnych ode mnie. Były też wakacje we Włoszech, kiedy pobiegłem zaledwie dwa razy i to zaledwie po 4km...
Ponieważ jednak plan przewidywał 24 tygodnie przygotowań a ja do maratonu miałem około 33 (początkowo miał to być Dublin Marathon 27.10.2014) wydawało mi się, że mam czas i lekkie odstępstwa problemów nie spowodują. Plan jednak zmienił się gdy postanowiliśmy w czasie maratonu wyjechać do Polski. Musiałem szukać alternatywy. W czasie letnim miałem tylko jeden wybór - Longford Marathon, w samym sercu Irlandii. Małe miasteczko, mały maraton ale podobno najbardziej przyjazny oraz najbardziej płaski.
Dnia 31 lipca żona wykupiła mi wstęp w ramach prezentu urodzinowego. Sam maraton miał być moim prezentem dla samego siebie. Jak u MaGora .
W trakcie przygotowań zmieniłem nieco plan. W planie najdłuższe wybieganie miało 28 kilometrów. Ja sam postanowiłem pobiec 30, 32 oraz 34. 30 wyszło jak najbardziej. 32 km - niestety nie, umarłem na potwornych podbiegach nie dobijając do 20km nawet. Nadal był to rewelacyjny trening. 34km nie doszło do skutku, ponieważ obudziłem się stwierdzając, że wówczas powinienem był przebiec zaledwie 16km według planu. Nawet 16km nie wyszło ponieważ złapała mnie burza z gradem i piorunami (ewenement w Irlandii, od kiedy tu jestem widziałem zaledwie kilka błyskawic!).
Dalej było już według planu. Kilometry stopniowo zmniejszały się, aż dziwnie było wracać do domu po przebiegnięciu zaledwie 6, 5 czy też 3km

Ale przejdźmy do sedna. Sam maraton.
Przygotowanie psychiczne najważniejsze. O dziwo nie denerwowałem się w ogóle. Owszem, pomyślałem kilka razy - co będzie jeśli nie dobiegnę? Odpowiedź znajdowała się natychmiast - wówczas dojdę lub się doczołgam!
Ładowanie węglami zacząłem już w piątek. We środę i czwartek miałem do przygotowania jedzenie na grill dla załogi trzech naszych hoteli. To już jest jak jakieś święto i ważna impreza. Co roku inny hotel organizuje. Wyzwaniem było zorganizowanie wystarczającej ilości żarcia dla 130 osób tak, żeby nic się nie zmarnowało ale jednocześnie nie zabrakło nikomu. I żadnemu z hoteli się to do tej pory nie udało. Otóż nie dość, że się nam udało to jeszcze dostałe z powrotem kosz flapjacków które zrobiłem. A więc piątkowe popołudnie było pod znakiem ładowania owsem z miodem i namiastką syropu klonowego (golden syrup).
Cała sobota pod znakiem węgli. Makaron, ziemniaki, warzywa pod każdą postacią. Trzy butelki 500ml izotoniku, sporo witamin z minerałami, dwa piwa, żelki naturalne bez syfu, pewnie z ćwierć blachy drożdżowca, banany i wiele innych. Owszem nie jadłem tak przez prawie siedem miesięcy i spowodowało to niemałą rewolucję, ale tylko w nocy i niespecjalnie zaburzyło mi sen. Masa płynów spowodowała konieczność wyjścia do ubikacji tylko raz.
W dzień biegu wstaliśmy 0 5:20. Śniadanie - jajecznica z 4 jaj na maśle klarowanym oraz herbata czerwona ze 100ml śmietany 40%, kawałek boczku, ser, ogórek. W drodze do Longford jeden banan i ostatnie 500ml izotoniku. Temperatura zaledwie 2 stopnie o godzinie 6:30 spowodowała, że włosy na głowie jeżyły się!
Na miejscu znalezienie parkingu (bezproblemowe), odbiór numeru, chipu oraz goody bag (koszulka i sporo innych dobroci). Temperatura w międzyczasie podskoczyła do 10 stopni więc nie było tak źle.
Trzasnęliśmy jakąś fotkę sprzed biegu na facebooka i poszliśmy powoli na start. O dziwo dosyć pusto. Nie dość, że sporo osób spóźniło się, to jeszcze było ich sporo mniej niż się spodziewano. Longford oczekiwało ponad 1000 uczestników imprez (maraton, półmaraton, ultramaraton oraz chodziarze na dystansie maratonu). Myślę, że wszystkich było około 550 osób i nie wszyscy ukończyli. Okazało się, że w maratonie miały wziąć udział zaledwie 222 osoby!
Chwilę przed startem minuta ciszy dla uczczenia mieszkańca Longford - polityka pochodzącego stamtąd oraz byłego premiera Irlandii. Po minucie ciszy opóźniony o dwie minuty start (maraton miał ruszyć o 10:00).
Zacząłem marszem bo uczestnicy maratonu i półmaratonu startowali razem i mimo obecności może 450 osób wydawało się tłoczno. Powoli przeszedłem w bieg i zostałem uchwycony na filmiku ze startu nagranym przez żonę
Z początku udzielił mi się instynkt stadny i pobiegłem za szybko. Dosyć wcześnie tętno podskoczyło do blisko 150 uderzeń co nie powinno mieć miejsca. Specjalnie nie piłem kawy dwa dni . Dosyć szybko opanowałem się i zwolniłem. Niestety pulsometr odmówił współpracy. Bardziej czujnik na pasku. Kombinowałem jak mogłem, wypinałem i zapinałem czujnik na miejsce ale nic nie pomagało. Zdecydowałem się biec na tempo i na wyczucie. Ostatnie tygodnie przygotowań pozwoliły mi znaleźć idealne tempo dla siebie przy rozsądnym tętnie. Było to 6 minut i 20 sekund na kilometr. Takie tempo nadałem sobie dosyć wcześnie skoro już i tak za szybko wystartowałem i stopniowo przyspieszałem za radą Marcina od 5tego kilometra żeby mieć zapas. Plan minimum był ukończyć maraton w limicie czasu. Co do tego nie miałem wątpliwości, ale chciałem lepiej. Plan optimum oznaczał ukończenie go poniżej 5 godzin. Jednak moim marzeniem było ukończenie go łamiąc granicę 4 godzin i 30 minut! W tym celu musiałem utrzymać tempo około 6:23. Biegło się na tyle dobrze, że doszedłem do średniego tempa 6:15. Niestety czasem traciłem ten zapas na punktach z wodą. Biegając wcześniej z plecakiem piłem w biegu z rurki ale trudno mi było biec popijając z kubeczka więc przystawałem na kilkanaście sekund co najmniej.
Po wodopoju średnia spadała do 6:17 - 6:18 i znowu trzeba było nadrabiać.
Widziałem sporo osób szarżujących od początku. Wiedziałem, że się to zemści. Wiele z nich wyprzedzałem potem na trasie bo nie dawali rady utrzymać narzuconego tempa. Wielu szybko przechodziło w chód, zwłaszcza w drugiej połowie trasy. Ja czułem się świetnie i nie przestawałem biec nawet na cięższych podbiegach. Co więcej, zdarzało się, że na podbiegu poprawiałem średnie tempo biegu. Po prostu jakby nie robiło mi różnicy czy jest płasko, z górki czy pod górkę. Dlatego od samego prawie początku wyprzedzałem kogoś co jakiś czas rzadko będąc wyprzedzanym.
Półmaraton ukończyłem z czasem 2godz 12 min i 32 sek według Endomondo. Mój najlepszy czas do tej pory, na biegach treningowych z reguły było to ponad 2 godz i 13 min. Cieszyło mnie to niezmiernie ponieważ wiedziałem, że wciąż mam zapas do ukończenia maratonu poniżej 4 godz 30 min!
Dalej szło na prawdę świetnie, aż gdzieś do 24 - 25 kilometra. Zaczął się długi kilkukilometrowy podbieg. Nic z czym nie miałbym wcześniej do czynienia. Mam taki o długości ok 4.5 km w drodze do centrum Dublina, biegłem tam kilka razy. Ale to było już sporo i tempo zaczęło powoli spadać. 6:20 chyba i nie widziałem perspektyw złamania 4.5 godziny przy narastającym zmęczeniu. Poprawiłem je jeszcze na chwilę przy lekkim zbiegu ale podbiegów było coraz więcej.
Przekroczyłem magiczną dla mnie granicę 30 kilometrów. Magiczną ponieważ nigdy dalej nie biegałem. Dobiegłem do 33 - 34 kilometrów i zaczął się mój osobisty dramat. Plecy. Dokładniej odcinek lędźwiowy. Wszystko bolało, sztywniało z każdym stąpnięciem. Bóle te miałem już od ponad roku i czasem ciężko było mi wstać gdy posiedziałem za długo w pracy robiąc kuchenną robotę papierkową. Nigdy tego nie zdiagnozowałem i teraz mściło się. Dyskopatia, ucisk na nerwy czy cokolwiek to było dobijało mnie. Wiedziałem, że nie mogę przejść do marszu ale nie byłem w stanie biec dalej. Zacząłem szybki marsz.
Maszerowałem po kilkaset metrów głównie na podbiegach i przechodziłem do w miarę szybkiego biegu na prostych i zbiegach. O dziwo marsz sprawiał że dolegliwości mijały na jakiś czas. Do tego przejście z marszu w bieg nie sprawiało prawie żadnych problemów. Owszem kolana już bolały, łydki jeszcze bardziej ale nie robiło to na mnie wrażenia.
Nadal marnowałem za dużo czasu na punktach z wodą. Jednak potrzebowałem chwili na wypicie dwóch kubków wody, nalewali może po 150ml do każdego a punkty rozstawione były z reguły co 4 - 5km. Ludzie potworzyli dodatkowe nie oznaczone przez organizatorów punkty, chcieli pomóc. Złapałem na którymś z nich pół banana. Na dwóch wypiłem może w sumie jakieś 300ml lucozade. Odmawiałem oferowanych mi fasolek żelków oraz żeli energetycznych, różnych batonów, ciastek i czegokolwiek tam nie mieli . Zarówno ludzie na punktach z wodą jak i mieszkańcy okolicznych wiosek, przejezdni kibice, kierowcy na trasie i wszyscy oddelegowani do pomocy w maratonie i kierowaniu ruchem byli bardzo mili i pomocni. Było sporo patroli policyjnych na motocyklach oraz kolesi na rowerach, którzy wciąż sprawdzali, czy jeszcze żyjemy.
W głowie kotłowało mi się mnóstwo myśli. Nadal obawiałem się że nie zdołam przebiec trasy w poniżej 5 godzin i bałem się wstydu z tego powodu. Wiem, że sam udział w maratonie i podejście do wyzwania to wielka rzecz. Wiedziałem, że przebiegnę/przejdę i zmieszczę się w limicie, ale chciałem więcej. Kilometry mijały coraz wolniej a mety nie było widać. Po jakichś 41 kilometrach wbiegłem do miasta pełen nadziei. Nadal truchtałem i maszerowałem na przemian ale sporo było zbiegów i więcej biegłem niż szedłem. Wiedziałem również, że moi przyjaciele dołączyli do mojej żony i czekali na mnie na mecie. Przypomniało mi się jak czytałem relacje Marcina i Macieja po maratonie. Wzruszyłem się i o mały włos nie rozpłakałem na jakieś dwa kilometry przed metą.
Meta była coraz bliżej ale ja nie znałem miejsca, byłem w Lonford pierwszy raz w życiu. Nie wiedziałem jak daleko a wolontariusze i policjanci podawali mi rozbieżne informacje co do dystansu. Nie pytałem ich o niego bo miałem dosyć, chciałem wiedzieć jakie były moje szanse dobiegnięcia w czasie poniżej pięciu godzin! Bateria w telefonie padła mi gdzieś po 35 kilometrze, więc na Endomondo i mapę z gpsem liczyć nie mogłem. Działał tylko zegarek Polar z osobnym modułem gps a ten już pokazywał, że maraton przebiegłem a mety nie widać! Co ciekawe zabawa przełączaniem funkcji zegarka spowodowała powrót pomiaru tętna na jakieś kilka kilometrów przed metą.

I wreszcie ostatnia prosta i widzę metę! Jest! Wiem, że są tam moi przyjaciele i razem z żoną niecierpliwie czekają na mój powrót. Przechodzę w szybszy bieg i zbliżam się coraz bardziej. Nie wiem, czy to emocje czy po prostu miałem w sobie jeszcze tyle sił ale przeszedłem w dziki sprint, tempo spokojnie jak z przebieżek, sporo poniżej 4:00 zapewne. Tak wbiegłem na metę z rękami w górze i palcami ułożonymi w literę V !. Słyszałem okrzyki przyjaciół, moje imię i nazwisko pokaleczone przez prowadzącego podającego również mój czas. Kobieta wydająca mi przed maratonem numer i goody bag założyła mi medal na szyję. Ktoś poprosił o zdjęcie chipu i wrzucenie go do kosza stojącego prócz mety. Przyjaciele i żona niecierpliwili się, nawoływali i sam prowadzący zaczął wołać Damian, Damian zamiast Dejmien (tak tu wymawiają) .
Byłem dumny z siebie. Już prawie nic nie bolało. Owszem, odcinek lędźwiowy kręgosłupa nadal lekko bolesny i lekko zesztywniały ale cała reszta nie gorzej niż po moich biegowych treningach. Porobiliśmy sobie nieco zdjęć w tym trochę na podium dla zwycięzców i poszliśmy na obiad. Nie byłem w stanie jeść. W sensie nie byłem głodny ani nie byłem w stanie szybko zjeść. Najpierw pożyczyłem telefon od jednego z moich kibiców i wysłałem krótkie info na Facebooka żeby uspokoić tych, którzy martwili się ciszą. Niestety bateria w telefonie żony również padła. Wciąż z kimś rozmawiała, zdawała relację z biegu lub wysyłała info na FB.
Po obiedzie dwa piwka w pubie hotelowym obok i powrót do domu. Było ze mną lepiej niż się spodziewałem. Poocierałem się nieco, ale było warto. Szkoda, że ból pleców pokrzyżował mi plany, byłem na dobrej drodze do złamania magicznej dla mnie granicy 4 godzin i 30 minut. Mimo wszystko jestem z siebie zadowolony. Ukończyłem maraton, podołałem wyzwaniu, przebiegłem nawet więcej niż się spodziewałem, gdyż dystans wyniósł 43 km, sam nie wiem czemu. Miało być 26 mil a 26 mil oznaczone było blisko kilometr przed metą

Na koniec chciałem podziękować Wam wszystkim, którzy wspieraliście mnie pomimo z pozoru zaskakującej i nie do końca przemyślanej decyzji podjęcia się tego wyzwania. Chciałbym przede wszystkim podziękować Marcinowi (Xzaar) oraz Maciejowi (MaGor), którzy od początku wsparli mnie i wierzyli, że to zrobię, że przygotuję się i przebiegnę maraton. Dziękuje też wszystkim, którzy wsparli akcję Kilometry Mają Sens i wpłacili pieniążki na rzecz Igorka za kilometry, które miałem przebiec. Spowodowaliście, że te kilometry miały prawdziwy sens, że nie biegłem ich ot tak bo chciałem sobie coś udowodnić!
Dziękuję również za wszystkie życzenia powodzenia wysłane przed maratonem na Facebooku oraz wszelkie gratulacje po. Sprawiliście, że czułem Wasze wsparcie na równi ze wsparciem moich kibiców w Longford.
Chciałem jeszcze tylko dodać, że to nie jest takie trudne. Pomyślcie. Jestem facetem, który za dwa dni skończy 39 lat. Mam nadal sporą nadwagę, która powinna mnie odstraszyć i zniechęcić ale tak się nie stało. Nie twierdzę, że każdy powinien pobiec maraton ale twierdzę, że prawie każdy z nas aktywnych ludzi może go przebiec o ile nie występują jakiekolwiek przeciwwskazania.
Wystarczy silna wola i dobre przygotowanie. Głowa która pozwoli chłodno myśleć w trakcie samego wyzwania i nie pozwoli dać się ponieść emocjom.


Zrzuty z Endomondo:







Oraz ze stronki Polara




Jak widać Polar pogubił się nieco, ale zawsze coś. Zarejestrował w sumie cały bieg, nie wiem tylko dlaczego nie ma ostatniego kilometra na liście.

Zmieniony przez - Amidoman w dniu 2014-08-25 17:11:55
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 2 Napisanych postów 1778 Wiek 48 lat Na forum 11 lat Przeczytanych tematów 23820
I kilka zdjęć.















...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 2 Napisanych postów 1778 Wiek 48 lat Na forum 11 lat Przeczytanych tematów 23820
I jeszcze kilka









Nowy temat Wyślij odpowiedź
Poprzedni temat

Dieta redukcyjna

Następny temat

Dawid Damasik - przygotowania do Mistrzostw Polski i Mistrzostw Europy 2014

WHEY premium