Ja miałem przyjemność pracować zarówno fizycznie jak i umysłowo i powiem wam jedno - 10 godzin w kamieniołomie mniej mnie męczyło niż 8 godzin rozkmin w serwisie komputerowym. Ba, miałem nawet siłę na
treningi po pracy. Ale człowiek w wieku 20 lat to jednak nie to co 40 letni gość wymęczony robotą przez 20 lat.
Nie zapominajmy również o tym, że niewielu jest budowlańców czy drogowców którzy pracują w pobliżu domu, co jest typowe dla "korposzczurów". Nie jest dla nich niczym dziwnym wyjazd na tydzień do pracy i powrót w piątek wieczór/sobotę rano. Również typowy jest czas dojazdu do pracy bliski godzinie lub nawet ją przekraczający.
Teraz się pytam - ilu z Was, obrońców ustawy, miałoby ochotę biegać w tygodniu po sklepach i wieźć ze sobą cały ten bajzel do domu przez pół Polski? A w sobotę warto by coś zrobić w domu lub na podwórku. Często trzeba też przygotować opał itp. Oczywiście osoby mieszkające w mieszkaniach mają tych obowiązków zdecydowanie mnie, jednak i tutaj czasami wypada zrobić remont, naprawić coś, pomajsterkować przy samochodzie. I tak zlatuje cały dzień.
Przychodzi niedziela i taki pan robotnik dopiero wtedy może wybrać się na zakupy z rodziną, sprezentować jakiś ciuszek swojej lubej lub potomkowi czy wybrać płytki, które notabene zamontuje w sobotę.
Oczywiście podany przeze mnie przykład to ekstremum. Jeśli ktoś standardowo wychodzi na 8h, dojeżdża 30 min to wtedy nie ma co owijać w bawełnę, zakupy niech se robi w tygodniu.