...
Znalazłam w dzisiejszym "Expressie Bydgoskim" taki oto artykuł dotyczący grypsreki. Nie wiem,ile jest w nim prawdy, ale może skieruje Waszą dyskusję na jakieś nowe tory albo da impuls do kolejnych dyskusji.
MAJTY NADAL NIE GRYPSUJĄ
Nie kablować,być lojalnym,z frajerem przy stole nie siadać, klawiszy zwalczać. Żelazne niegdyś zasady więziennej podkultury nie wytrzymują próby czasu. Rozmiękczają je wszechobecne za kratami narkotyki i pieniądze oraz łagodniejszy niż kiedyś rygor odsiadki.
Otwoerają się drzwi celi zwane klapą. Nowy skazany staje między piętrowymi łóżkami i nie wie,co robić. W latach 50. ubiegłego wieku rzuciliby mu pod nogi czyty ręcznik i patrzyli, czy wytrze w niego nogi. Dzisiaj pada pytanie:
- za co kiwasz?
- za pobicie.
-wspólników masz?
- nie.
- grypsujesz?
-nie
- a chcesz grypsować?
- a co to jest?
- Siadaj na koju (łóżko). Przy blacie (stół) na razie nie będziesz szamał. Po kolacji będziemy bajerzyć.
Taki dialog w polskich więzieniach słyszy się dzisiaj coraz rzadziej. Grypsowanie, które jeszcze 20 lat temu było zmorą więziennictwa, pomału staje się mało praktycznym archaizmem. Odchodzą w przeszłość ortodoksyjne zasady, przestają mieć znaczenie zewnętrzne atrybuty przynależności do subkultury, takie jak tatuaże czy rytualne blizny.
- Na początek będę chciał zobaczyć twój akt oskarżenia. Jeśli go nie masz, to znak, że możesz siedzieć za majty, a majty wykluczają grypsowanie. Napiszę gryp do kalifaktora (więzień pracujący na oddziale), żeby zajrzał na dyżurkę i cię sprawdził. Tam leżą tak zwane celówki, wykazy oskarżonych - tłumaczy czterdziestoparoletni Marek.
Urodził się za kratami i spędził za nimi 19 lat. Zajmował najwyższe pozycje w hierarchii drugiego życia. Zaczął grypsować jako nastolatek. Kiedy był "na staraniu", (okres próby dla świeżaka, który chce grypsować) "prze****ił" swoją pierwszą ofiarę. Zrobił to, żeby się wykazać. Badali go też wysyłając grypsy na wolność i sprawdzając, czy potwierdzają sie jego wersje: z kim się bujał, kogo zna, itp. Po kilku miesiącach mógl sobie wytatuować w kąciku oka kropkę, Z czasem przylgnął do niego przydomek: "pogromca ****i".
Ostatni raz siedział w więzieniu 6 lat temu. Tak wspomina tamtą odsiadkę: -Czułem się jak bękart. Zasady, które kiedyś były całym moim życiem, wyparowały. Zostałem sam. Gdyby ktoś mi podskoczył, żaden z grypsujących by za mną nie stanął. Chowają łeb pod koc i udają, że nic nie widzą. Wjeżdżam pod celę i pytam, kto grypsuje. Odzywa się jeden, ale mówi, że tylko dla siebie grypsuje. Zaraz z nim pojechałem. Co to k... znaczy "dla siebie"? Mówią o sobie grypsujący, a boją się wychylić, bo każdy dzisiaj walczy o wolność: O przepustkę, o dłuższe widzenie, o zakład półotwarty. Nie ma już ludzi z charakterem. Teraz w więzieniu rządzą konie, czyli siłownia i koks, a grypsujący siedzą w szufladzie - mówi recydywista. Z perspektywy czasu krytycznie ocena też okres, kiedy grypsujący liczyli się w więzniu, a on sam zajmował w hierarchii pozycję rozkminiającego, czyli przywódcy, ktory rozsądza spory, podejmuje jednoosobowe decyzje i kręci tzw. afery - intrygi skierowane przeciwko administracji i wrogim grupom skazanych.
- Grypsowanie było dla mnie najważniejsze. Czas pokazał, że własną pięścią się zabiłem. Ciąłem się, latałem po dechach i izolatkach w imię zasad, które okazały się obłudą. Udawałem na przykład, że facet, który gwałci innego faceta jest kimś. A to przecież zwykły zboczeniec. Mnóstwo ludzi upokorzyłem. Gdy o tym myślę, mam w głowie autobus - opowiada mężczyzna.
- Wiele w subkulturze zmieniły narkotyki przemycane do więzień - przyznają w jednym z kujawsko - pomorskich zakładów karnych. Potwierdzają, że handel narkotykami mocno zatrząsł więziennym porządkiem, burząc dotychczasowe, sztywne podziały.
- Kiedyś nie do pomyślenia było, żeby narkoman mogł stać się "człowiekiem". Dzisiaj uzależnieni grypsujący kupują towar od niegrypsujących i robią razem interesy, bo narkotyki to duży pieniądz. Nie przyznają się do tego, ale ale widzimy, że grypsujący dopuszczają frajerów do stołu, podają im rękę, grają z nimi w karty - opowiada wychowawca z kilkunastoletnim stażem. Dodaje, że członkowie zorganizowanych grup przestępczych rzadko angażują się w drugie życie. - Mają za dużo do stracenia. Na wolności zostawili pieniądze, rodziny i chcą do nich wrócić jak najszybciej. A grypsowanie tylko ich od tej wolności oddala. Grypsujący ma małe szanse na korzystanie z przywilejów, jakie daje regulamin wykonania kary.
- Nie opłaca się dzisiaj grypsować. Jeszcze kilkanaście lat temu grypsował co drugi więzień. W niektórych zakładach grypsujący mieli zdecydowaną przewagę. Dzisiaj przynależność do podkultury zgłasza mniej niż 20% osadzonych. Administracja nie jest już wrogiem skazanego. Nie ma się przeciwko komu buntować - mówi jeden z funkcjonariuszy Służby Więziennej naszego regionu, zajmujący się rozpracowywaniem środowiska grypsujących.
Grypsowanie pojawiło się w polskich więzieniach w połowie lat 60. XX w., czerpiąc wzory od "urków", a później "charakterniaków", którzy zdominowali powojenny świat więziennej subkultury. Znawcy przedmiotu podają, że zaczęło się od warszawskiego zakładu karnego zwanego Gęsiówką. Potem normy nowej subkultury rozprzestrzeniły się na region łódzki i wrocławski, różniąc się między sobą rygoryzmem w przestrzeganiu niektórych zasad. Na dobre zakorzeniła się w polskich zakładach karnych grypserka warszawska, ce****ąca się - jak podaje literatura przedmiotu - "rozsądnym stosowaniem zasad podkulturowych". Jej najważniejsze cechy to: podział na ludzi i nieludzi, czyli grypsujących, frajerów i ****i; wrogi stosunek do administracji zakładu karnego; przestrzeganie niepisanego kodeksu zachowań, często absurdalnych i śmiesznych, czesto pod groźbą prze****enia, czyli wykluczenia z grupy; zdyscyplinowanie i podporządkowanie się wewnętrznej hierarchii; hermetyczność; udzielanie sobiepomocy materialnej; porozumiewanie się za pomocą języka zwanego grypserą i języka migowego (pisanie na witach)
Większość z tych zasad w ostatnich latach uległa złagodzeniu lub komicznemu wynaturzeniu. Grypsować dzisiaj może sprawca przemocy domowej i ktoś, kto o tajnikach grypsery ma nikłe pojęcie. Wzajemną pomoc zastąpiła zaś walka o karty telefoniczne, które są dziś za murem powszechnym środkiem płatniczym, tak jak kiedyś herbata i papierosy.
- Kiedyś tak zwane "chowanie do wora" było ceremoniałem, o którym dowiadywało się całe więzienie. Czterdziestu grypsujących najpierw w drodze na spacerniak wiązało sobie demonstracyjnie buty,a potem dochodziło do spektakularnego pobicia. Dzisiaj wykluczenie z grupy kończy się wiązanką bluzgów i dyskretnym wyproszeniem z celi, a w najgorszym razie sprzedaniem liścia. Co więcej, w tym samym więzieniu, na jednym oddziale można być za coś schowanym do wora, a na drugim podniesionym, czyli wróconym do łask. Straciła na znaczeniu tez pozycja przywódcy. Kiedyś był jeden rozkminiający na całe więzienie. Miał swoich ludzi na kazdym oddziale. Dziś nie ma takiej osoby, a na oddziałach podejmuje się decyzje grupowo. Poza tym, każdy pawilon żyje swoim życiem - mówi jeden z wychowawców. Dzisiejsze grypsowaniem nazywa żartobliwie grypsowaniem biznesowym. - Za pieniądze skazany niegrypsujący może zdegradować grypsującego. Kiedyś było to niemożliwe. Dawniej wykluczano z grupy z przyczyn ideowych, dziś coraz częściej z pobudek materialnych, najczęściej za długi.
- W tej chwili o pozycji człowieka w więzieniu decyduje pieniądz. Człowiek niegrypsujący, ale mający pieniądze i rozległe kontakty w świecie przestępczym, staje się dzisiaj ważną postacią wśród grypsujących - przyznaje Karol Klucz, dyrektor Zakładu Karnego dla recydywistów w Koronowie"
Zmieniony przez - Saida w dniu 2009-05-08 19:14:27