Uo matko...
Nie ma problemu, zasmiecaj
przynajmniej piszesz na tematy fitnessowe, a nie pytasz jak buzke wstawic.
Ja bym nie dala rady wstawac o 4:15 zeby dralowac bladym switem na silownie. Wstaje teoretycznie o 6:15, a praktycznie o 6:40 i potem mam niezla "gimnastyke" jak sie ze wszystkim wyrobic i zdazyc na autobus. Zazwyczaj sie nie wyrabiam
U mnie problem polega na tym, ze pracuje na jednym koncu Wawy [Powsin], a mieszkam i cwicze na drugim [Jelonki i Bielany]. Jesli wyjde z pracy normalnie - ok. 17tej - to o 19tej zaczynam cwiczyc. Jezeli wiec wychodze z pracy o godzine pozniej, to mam duze szanse nie wyrobic sie z cwiczeniami przed zamknieciem klubu [robie 1h silowni i ok. 40-50' aeroby, potem prysznic, bo nie lubie lepka jechac do domu - razem ponad 2h].
I dlatego w ciagu ostatnich dwoch tygodni cwiczenie regularne bylo dla mnie za*****cie trudne.
Teraz jestem troche w kropce, chociaz szczerze mowiac, nie wiem czemu. Po tych blisko dwoch tygodniach czuje sie jakos zagubiona [w skrocie: psycha mi siada], w pracy ciagle zawierucha, ciagle jakies ogony sie ciagna i... znowu nie wiem, o ktorej dzis wyjde...
Cialo WYJE o odrobine ruchu, plecy mam skamieniale,
barki prawie na uszach, tylek mnie tak boli od ciaglego siedzenia, ze w pustym autobusie cala droge stoje, a ledzwie mam chyba z samych igiel. Mam wszystkiego dosc, a konca nie widac...
Ide sie powiesic.
Przynajmniej sie rozciagne troche.