Hey Yang32
Tak się składa, że mnie za to przeraża ogromna liczba pozostałych szkół szeroko pojętego wu shu i to nie tylko w wydaniu chińskim

. Rzeczą, która mnie interesuje i przeraża zarazem to historia systemu szeroko pojętego yong chun (nie będę się rozdrabniał na różne pisownie

) Jest to jeden z młodszych systemów, jednak jego historia tak niemożliwa do odtworzenia, zagmatwana jakby wręcz celowo. System posiadający tak wiele odłamów nie wiadomo skąd, nie wiadomo dlaczego, a nawet o tak różnych podejściach do swoich pryncypialnych zasad. Wspomniany przez Ciebie Yip Man, który podobno jeszcze bardziej uprościł system (który nota bene już tworzono z myślą o szybkim nauczaniu), jeden mistrz a schedę po nim podzieliło 3 jego uczniów: Wong Shun Leung, William Cheung i Leung Ting. Nie chce się wdawać w dyskusje czy, kto jak długo był uczniem samego Yip Mana i czy tylko od niego czerpał swą wiedzę i umiejętności. Jednak już tylko podczas życia jednego mistrza mamy 3 tak różne podejścia do yong chun.
Jeśli byłbyś tak uprzejmy i przedstawił w jaki sposób widać było u tych dwu mistrzów których spotkałeś shenfa. Ciekaw mnie to, gdyż nie wiem czy jednakowo pojmujemy strukturę jako przejaw umiejętnego przeciwstawienia się sile przeciwnika bez nadmiernego wykorzystywania własnej siły. Wybacz doczytałem posta

jednak to co mnie kojarzy się z Twoim wyjaśnieniem to coś w rodzaju pchających dłoni z tai chi bez kroków, a walka czy sztuka walki (bynajmniej wg mnie) to głownie poruszanie się, zaś reszta to tylko mniej lub bardziej niezbędne elementy lub umiejętności z których powinniśmy korzystać nie mogąc z różnych powodów wykonać kroków lub wykonać niedostateczną ich ilość.
Wizytę u Didier'a Beddar'a w Paryżu bardzo polecam, a gdy już będziesz pozdrów go serdecznie od Roberta z Bydgoszczy

. Po wizycie z ciekawością poznałbym Twoje wrażenia. Jeśli zaś jesteś w Polsce zapraszam na spotkanie różnych odłamów yong chun, które miało by się odbbyć w Poznaniu (szczegóły w wątku pt Odp: VingDragon - Polska na poświęconym forumkropkawingchunkropkaorgkropkapl) Z chęcią poznam Ciebie - podyskutuję bo tysiąc słów na forum nie zastąpi jednego wspólnego treningu.
Wracając do Chińczyków ... i mistrza yong chun tak ciężko znaleźć kogoś dobrego. Nie wiem czy wynikiem jest nagły wzrost popularności w zasadzie już od czasów B.Lee aż do teraz (poprzez wszystkie filmy o yong chun - głównie o Yip Manie), jak się do tego doliczy nie do końca fałszywy stereotyp o ciągotach do kombinowania, mataczenia i ściemniania skośnookich (nie mówię tu o prawdziwych mistrzach) - już wiadomo dlaczego tak trudno znaleźć kogoś dobrego, a do tego to zagmatwana kwestia historii daje ogromne pole do nadużyć. SZKODA
Przywożenie przez zachodnich nauczycieli początkujących uczniów do mistrzów w Chinach wynika z faktu, że jeżdżą tacy którzy są w stanie opłacić swój przyjazd i pobyt, a dodatkowo zapewne jeszcze w jakiś sposób przypodobać się na finansowo nauczycielowi który z nim jedzie... żenada
pozdrawiam Noworcznie