ostatnio moje jedzenie wygląda w ten sposób, że jem
pierwszy posiłek w pracy - potreningowy - ok 100g węgli i ok 50g białka, później drugi posiłek mam ze wszystkimi makroskładnikami, ale najczęściej więcej tłuszczu i mało węgli, jak jest trzeci to już zazwyczaj LC, no i wtedy w domu wpada jeden lub dwa posiłki (jak czas pozwoli), więc w ostatnim na ten ostatni talerz ląduje wszystko to na co mam wewnętrzną ochotę no i tak żeby już zamknąć swoje zakładane makro (czasami potrafi na takim talerzu być 1500kcal) - jak się spoko czuję to daję mniej węgli, a więcej tłuszczu, a jak gorzej to więcej węgli kosztem tłuszczu, a od piątku z kolei pierwszy posiłek z węglami, reszta dnia już nisko węgle i przez weekend (o ile nie wyskoczy jakiś obiad w gościach, czy na mieście) to staram się na niskich węglach lecieć
a co do ilości tłuszczu to z tego rodzaju nie mam żadnych problemów, jedynie zaobserwowałem od jakiegoś czasu problemy przy większej (nawet nie musi być ich za wiele) ilości tłusczu pochodzącego z wieprzowiny np. przy łopatce, karkówce, czy żeberkach, dlatego jak mogę to unikam, a jak już "muszę" to staram się bardzo małe ilości spożyć
tortilka
pudding z chia, orzeszkami, czekoladą i owocami
taki sam puding tylko z dodatkiem Nutlove Crunchy Flakes
tosty z awokado, jajki, makrela, warzywka