Heh, mam na to trochę inne spojrzenie.
Od dziecka byłem tłusty, miałem solidną oponę na brzuchu. Wywołane to było niedbałym odżywianiem, miłością do słodyczy i brakiem wystarczającej, do przepalania spożywanych ilości niezdrowego żarcia, aktywności. Ruszałem się jedynie na W-Fach i trochę poza szkołą, głównie grając w piłkę, ale niewiele to dawało.
Potem zaczęła się przygoda z piłką nożną. Grałem niemal codziennie po parę godzin z kolegami, a nawet sam, za blokiem, w którym mieszkam, bo boiska nie było w pobliżu. Nastąpił przełom. Dojrzewałem, przestałem żreć jak po*** ogromne ilości słodyczy i sporo się ruszałem. To pomogło, bez żadnego, jeszcze, wówczas, pojęcia o diecie i treningach drastycznie zmienić proporcje sylwetki. Wciąż rosłem w górę, waga spadała. Z kulki stałem się normalnie wyglądającym kolesiem w wieku 13-14 lat, ale fatu zostało dosyć dużo, przede wszystkim na brzuchu.
Na początku 2004 roku zacząłem trenować na siłowni. Były to oczywiście szaleńcze treningi, bez żadnego pojęcia o tym, co się robiło. Zaczynałem, ważąc ok 75kg i mając bodajże 33 w bicepsie oraz grubo ponad 80 cm w pasie. Oczywiście nie myślałem nawet o diecie. Oczywiście od samego patrzenia na sztangę rosłem, byłem także oczywiście coraz silniejszy. Po ok. roku waga wskazywała nadal 75kg, ale 'skład ciała' zupełnie się zmienił. Zaczęło to jakoś wyglądać, tj. śmiało można było stwierdzić, że coś tam ćwiczę. Fat się spalał, a masa szła w górę, toteż 100x lepiej to wyglądało, ale... nadal załośnie. Tak ciągnąłem długo. Sylwetka była coraz lepsza, ale nie było absolutnie żadnego szału. Treningi były coraz bardziej przemyślane, ale brak diety uniemożliwiał robienie postępów. Próbowałem wziąć się za porządne żarcie, bo po jakichś 18 miesiącach treningów uznałem, że warto byłoby zjeść mono z dodatkami typu carbo, ZMA, omega-3, tauryną itp. Bardzo jałową dietę, spowodowaną brakiem odpowiedniej wiedzy, aby ułożyć coś skutecznego i smacznego, stosowałem przez parę tygodni... i na tym się skończyło. Zjadłem niecałe pół opakowania 300-g mono. Reszta, do tej pory, leży w szafce. Pieniądze w błoto... masa poszła, ale po przerwaniu cyklu powróciłem do stalego stylu odżywiania i wszystko poszło się ***ać.
We wrześniu 2005 poszedłem do liceum i zacząłem trenować kickboxing. Siłownia poszła w odstawkę, bo nie dawałem rady ze wszystkim. Przestałem przerzucać ciężary, co w połączeniu z 'normalnym' odżywianiem dało parę kg tłuszczu... i wyglądałem znowu tragicznie, gorzej, niż przed rozpoczęciem ćwiczeń imo. Jedynym plusem było to, że byłem pewien, iż pod tym zwałem fatu są mięśnie.
W lutym 2006 zdecydowałem się na pierwszą redukcję. Ułożyłem dietę, która początkowo niezbyt mi smakowała, ale z czasem usprawniłem ją na tyle, że jej stosowanie nie sprawiało mi żadnego problemu. Fat leciał znakomicie, choć nie używałem spalaczy, a jedynie solidnie trenowałem, jeździłem na kickboxing i robiłem 2 razy w tygodniu po 30 min rowerka. Z czasem dorzuciłem Thermal i parę innych spalaczy, które dały jeszcze większą motywację do ciężkiej pracy nad sylwetką.
Zrzuciłem ok. 10-12 kg w okresie luty-maj. Z bf imo ok. 20% zszedłem do
(może nawet poniżej) 10%, co było dla mnie osiągnięciem niesamowitym i inni też byli pełni uznania, dla tego, co udało mi się zrobić.
Zdjęcia z tego okresu prezentowałem w poprzednim teście:
https://www.sfd.pl/temat298736-strona99
Jest tam też fota sprzed redukcji!
Zwiększanie kcal
(stopniowe i bardzo przemyślane, dodam!) owocowało podlewaniem wodą sylwetki, a z czasem przyrostem kolejnych (niewielkich) ilości fatu. Wtedy nadeszły wakacje. Pojechałem do Chorwacji, dieta poszła w odstawkę... no i jak pojechałem z
kratką na brzuchu, tak wróciłem zalany i za***iście nawodniony... udało mi się zaprzepaścić efekty ciężkiej 3-miesięcznej za****ówy w 10 DNI! Do końca wakacji olewałem dietę.
Od września wziąłem się za siebie. Ciągnąłem spokojnie do listopada... dalszą historię już znacie...
https://www.sfd.pl/temat298736
Może trochę niepoetycko, ale sorry, nie chce mi się pisać biografii, którą możnaby oprawić bez cenzurowania w twardą okładkę i sprzedawać.
Pozdr.