Trening
Wpadłem dziś na pomysł by wesprzeć duchowo uwiązanych do trenażer kolegów i koleżanki i mimo pięknej pogody i wolnego dnia od pracy wsiadłem na trenażer. O ja głupi. Znalazłem sobie event na 100km, przygotowałem stanowisko pracy, pospinałem wszelkie połączenia, odpaliłem wentylator, rozległ się huk startera i mnie qrwa rozłączyło
Moc zero, tętno zero, jakbym padł na pysk z wrażenia i zdechł. Trochę ponad dwie minuty postałem za linią startu, podpiąłem się na nowo i ruszyłem próbując dojść swoją grupę. Nie za mocno by się nie wypalić, ale to jednego wyprzedziłem to drugiego i tak po trochu z pozycji 49 przesunąłem się na 32. Pech chciał że na 25km kończyły mi się darmowe kilometry i chcąc kontynuować musiałem zleźć z roweru, kliknąć że i owszem pojadę dalej, wleźć na rower i cisnąć dalej. I skąd te górki w Londynie? I już prawie wygrałem Mistrza Świata, niestety moduł BLE (bluetooth low energy) włączył tryb oszczędzania i kolejny raz mnie rozłączył. No i cóż, jako że pierwsze 25km przejechałem za free, a kolejne na krzywy ryj, kolejne podłączenie się nie powiodło i wyrzucili mnie z baru
Nawet aktywności Zwift nie pozwolił zarejestrować i gdyby nie backup na HD musiałbym się tłumaczyć rysując mapki i wykresy. A tak wystarczy że wkleję zrzut ze Stravy