Roztrenowanie strategiczne.. Gorzej że na ujemnym bilansie..Jeden trening w tym tygodniu... Strasznie mnie to wkurza, ale czasem praca stawia wymagania... A karnety na siłkę nie są za darmo...
Mam nadzieję, że się ogarnę, bo na razie to jestem na najlepszej drodze, żeby się "zajechać"... Wczoraj np. wyszłam z domu przed 7:00, w pracy kociokwik, wyszłam 16:20, jak już Młody dzwonił, że coś się z psem dzieje.. Czyli znowu w stresie... Zakupy dla Mamy, dostarczyć.. Do domu.. Zjeśc.. Pies kiepsko... Dyszy, różowy (alergia na wszystko)..Weterynarz... Nie odbiera... Oddzwania koło 19:00.. Psa do bagażnika.. Do weta.. Kroplówka, steryd, przeciwwymiotny.. W domu około 21:00.. Psę lepiej.. Więc trochę luz... Przygotować się merytorycznie na następny dzień do pracy... I tak szybko, bo w godzinę.. 22:00 bieżąca konserwacja i padłam. Budzik na 6:00 i nowy dzień...
No ale optymistą trza być ;-0 Więc założenie, że przyszły tydzień będzie lepszy (pomijając milczeniem, że na weekend robotę przywlokłam, może jutro wstanę o 5:00 i coś sklecę)
Dobra, koniec, bo sobie zaraz posta skasuję - już dwa razy coś nie tak mi się klikło A co tam, lubię życie na krawędzi
Wczoraj niedojedzone - rano omlet, w pracy pstrąg wędzony z bułka owsianą, po pracy śledź w oleju rzepakowym zimnotłoczonym i ziemniaki pieczone.
Dziś też słabo: rano omlet, w pracy kefir (nie dałam rady nic ugotować), obiad makaron z pesto i kurczakiem,kawałek gorzkiej czeko... 2 pęczki rzodkiewki - i nie wiem, czy jestem głodna, czy nie
Reaktywacja czy falstart? http://www.sfd.pl/[BLOG]deja_vu-t1099661-s119.html#post-18195840
"Jeszcze nie jest ze mną tak żle, żeby robaki zaczynały mlaskać na mój widok, kiedy jadę wózkiem po łące..." nie moje tylko Sebastiana Fitzka z "Pasażera 23", ale sobie pożyczyłam.