Powiem tak: o ile w miarę ok rower i bieg (tu mogło być lepiej, jak nogi "przestawiły" się to właściwie zaraz była meta...) to pływanie to był dal mnie dramat... Zaczęło się już przed wejściem do wody - długa walka z suwakiem od pianki (tu miałem obawy, czy on się zamknkie...). Do wody wszedłem 3 min przed startem... W wodzie jak to w wodzie pralka, oj bolało ;) Ale zabolało jeszcze bardziej w nodze na początku - skurcz, który puścić nie chciał... Że na zawodach, a nie np. wczoraj w jeziorku... Generalnie płynąłem 3 stylami - kraulem, żabą i na plecach... Dopływając do wyjścia mało nie poryczałem się ze szczęścia, że ten etap, ten cholerny etap już się skończył.
Przy okazji wyszło baardzo małe obycie z wodą otwartą. Byłem raptem 2 razy na jeziorze... Sam jestem sobie winien. I tu po głowie chodzą mi słowa Ronina - żeby pływać "tam i spowrotem" na basenie, aż do znudzenia. I oczywiście dużżo więcej pływań w zbiornikach otwartych. Pralki niestety nie można potrenować ;)
Czas jaki miałem - nie wiem. Chyba w wodzie musiał się wyłączyć / ktoś pomógł mi go wyłączyć, bo jest zarejestrowane 1 min 30s... Ale akurat tym najmniej się przejmuje. Cieszę się, że ukończyłem ;) I w tym momencie ani trochę nie żałuję, że nie zacząłem od ćwiartki (to w związku z pływaniem, bo rower to inna sprawa ;) ).
Edit: Ron wspominał, jak rozmawialiśmy już po zawodach, że za rok Piaseczno ;) Trzymam za słowo ;)
I choć ten debiut wyszedł jak wyszedł to już planuję, e za rok będzie 1/4 To wciąga ;)
Zmieniony przez - kalikstat w dniu 2016-05-22 17:14:14
Dziennik:
http://www.sfd.pl/DT_kalik-t1087033.html