Gratulacje za 2 miejsce!
Poza tym, mam pytanie. Bardziej tyczy się życia kulturysty niż treningu i diety (choć to w sumie najważniejsze aspekty). Jak pan sobie radzi z brakiem motywacji albo jak pojawiają się takie cienie wątpliwości? Tzn, teraz już osiągnął pan na pewno choć część tego co sobie pan wymarzył, ale wcześniej, jak pan zaczynał. Pojawiały się wątpliwości typu 'po co to robię?', 'na co mi to wszystko?' itp.? Od początku swojej przygody z siłownią do wczoraj trzymałem się nieźle, ale potem trochę miałem sprzeczkę z mamą i coś pękło. Rodzice nigdy nie potrafili zrozumieć, że ja chciałbym być zawodnikiem sportów sylwetkowych (wcześniej piłkarzem) i nigdy nie pomagają, a wręcz przeciwnie, czasami podrzucą kłody pod nogi. Wiecznie słyszę, że po co się tak katuję tym jedzeniem, że ciągle na siłowni siedzę. Zrozumiałbym, gdybym przez to zawalał studia, ale mam dobre oceny i jeśli chodzi o to, rodzice są całkiem happy. Ale zawsze jak pojawia się temat sportu to jest masakra. Na początku, jak grałem w piłkę to mama się odcinała całkiem, zawsze było 'zostań w domu, po co będziesz szedł na trening?'. Ojciec już trochę bardziej był za tym, żebym grał. Choć byłem podobno utalentowany i mogłem grać w wyższych ligach to nigdy mnie nie pchał, tylko stałem w miejscu (jak ktoś grał w piłkę to wie o czym mówię, szczęście i talent nie zawsze starczają, aby grać w wyższych ligach). Potem zrezygnowałem z piłki, wiedziałem, że nic z tego nie będzie. Przerzuciłem się na siłkę i od kiedy padły moje słowa 'chcę być zawodnikiem' to już w ogóle mam ciężko. Niby gdzieś tam dociera do ludzi z mojego otoczenia, że chcę być zawodnikiem, ale zawsze jest takie 'poje**** go' w ich głowach. Wg nich jak jestem chory to pewnie od diety, jak mnie coś boli to pewnie od treningu, jak zmęczony to też od tachania żelastwa, jak coś tam jeszcze ze zdrowiem to pewnie od supli. Dziewczyna niby akceptuje moją drogę, kuma, że jem inaczej niż ona, że staram się utrzymać ten rygor, ale jak jakaś kłótnia to zawsze jest wytykanie, że ja to wolę iść na siłkę wieczorem niż na imprezę czy coś w tym stylu jak inni rówieśnicy (po prostu wtedy mam tylko czas, taki przykład tylko). Znajomi to już w ogóle mają mnie za jakiegoś d****a. Pomijam fakt, że każdy patrzy jakbym był chory na głowę jak jem z pudełek albo wychodzę z torbą na
trening wieczorem, bo przecież wtedy się wychodzi na piwo. Umiem utrzymać dietę, umiem zrobić dobry trening, co prawda wiedzy mi jeszcze mega brakuje i dużo błędów popełniam, a droga przede mną jeszcze jak 'stąd do Glasgow', ale takie utrudnianie jest masakryczne i dołujące. Mogliby chociaż już nic nie mówić, byłoby mi z tym dobrze. Nie mówię, że pan ma/miał takie problemy, ale może jakaś rada na zyskanie motywacji dla początkującego nooba z dużymi ambicjami? :) Sory za taką litanię xd