SFD.pl - Sportowe Forum Dyskusyjne

Tested - Adam Suker UNS Team - Spełniamy marzenia z UNS

temat działu:

Dzienniki Treningowe

słowa kluczowe: , , , , ,

Ilość wyświetleń tematu: 247343

Nowy temat Temat Zamknięty
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Znawca
Szacuny 42 Napisanych postów 1967 Wiek 30 lat Na forum 12 lat Przeczytanych tematów 17778
O, widzę u Panów tez podobny problem co u mnie, dot. Ćwiczenia i żywienia "innego" niż domownicy. Ja jednak postawiłam na swoje , robiłam co do mnie należy i się na szczęście przyzwyczaili...
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Znawca
Szacuny 26 Napisanych postów 420 Wiek 30 lat Na forum 12 lat Przeczytanych tematów 12644
U mnie na szczęście jest tak, że domownicy "poszli" za mną i też starają się jeść tak jak ja.
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 6 Napisanych postów 326 Wiek 30 lat Na forum 9 lat Przeczytanych tematów 6123
Moi niby akceptują, ale przy każdej okazji hejtują, że mam lipne życie, a sami by nie wytrzymali pewnie tygodnia. Ale najlepsze jest: 'ale bym schudła/schudł' i chipsy z piwkiem ;D

Dziennik treningowy - michalwezyk jako Men's Physique Academy!
(http://www.sfd.pl/[BLOG]_michalwezyk_jako_Men_s_Physique_Academy!-t1107326.html#post1)

Facebook Men's Physique Academy!
(https://web.facebook.com/mensphysiqueacademy/?fref=ts) 

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Ekspert
Szacuny 240 Napisanych postów 31346 Wiek 28 lat Na forum 10 lat Przeczytanych tematów 163549
michalwezyk
Gratulacje za 2 miejsce!
Poza tym, mam pytanie. Bardziej tyczy się życia kulturysty niż treningu i diety (choć to w sumie najważniejsze aspekty). Jak pan sobie radzi z brakiem motywacji albo jak pojawiają się takie cienie wątpliwości? Tzn, teraz już osiągnął pan na pewno choć część tego co sobie pan wymarzył, ale wcześniej, jak pan zaczynał. Pojawiały się wątpliwości typu 'po co to robię?', 'na co mi to wszystko?' itp.? Od początku swojej przygody z siłownią do wczoraj trzymałem się nieźle, ale potem trochę miałem sprzeczkę z mamą i coś pękło. Rodzice nigdy nie potrafili zrozumieć, że ja chciałbym być zawodnikiem sportów sylwetkowych (wcześniej piłkarzem) i nigdy nie pomagają, a wręcz przeciwnie, czasami podrzucą kłody pod nogi. Wiecznie słyszę, że po co się tak katuję tym jedzeniem, że ciągle na siłowni siedzę. Zrozumiałbym, gdybym przez to zawalał studia, ale mam dobre oceny i jeśli chodzi o to, rodzice są całkiem happy. Ale zawsze jak pojawia się temat sportu to jest masakra. Na początku, jak grałem w piłkę to mama się odcinała całkiem, zawsze było 'zostań w domu, po co będziesz szedł na trening?'. Ojciec już trochę bardziej był za tym, żebym grał. Choć byłem podobno utalentowany i mogłem grać w wyższych ligach to nigdy mnie nie pchał, tylko stałem w miejscu (jak ktoś grał w piłkę to wie o czym mówię, szczęście i talent nie zawsze starczają, aby grać w wyższych ligach). Potem zrezygnowałem z piłki, wiedziałem, że nic z tego nie będzie. Przerzuciłem się na siłkę i od kiedy padły moje słowa 'chcę być zawodnikiem' to już w ogóle mam ciężko. Niby gdzieś tam dociera do ludzi z mojego otoczenia, że chcę być zawodnikiem, ale zawsze jest takie 'poje**** go' w ich głowach. Wg nich jak jestem chory to pewnie od diety, jak mnie coś boli to pewnie od treningu, jak zmęczony to też od tachania żelastwa, jak coś tam jeszcze ze zdrowiem to pewnie od supli. Dziewczyna niby akceptuje moją drogę, kuma, że jem inaczej niż ona, że staram się utrzymać ten rygor, ale jak jakaś kłótnia to zawsze jest wytykanie, że ja to wolę iść na siłkę wieczorem niż na imprezę czy coś w tym stylu jak inni rówieśnicy (po prostu wtedy mam tylko czas, taki przykład tylko). Znajomi to już w ogóle mają mnie za jakiegoś d****a. Pomijam fakt, że każdy patrzy jakbym był chory na głowę jak jem z pudełek albo wychodzę z torbą na trening wieczorem, bo przecież wtedy się wychodzi na piwo. Umiem utrzymać dietę, umiem zrobić dobry trening, co prawda wiedzy mi jeszcze mega brakuje i dużo błędów popełniam, a droga przede mną jeszcze jak 'stąd do Glasgow', ale takie utrudnianie jest masakryczne i dołujące. Mogliby chociaż już nic nie mówić, byłoby mi z tym dobrze. Nie mówię, że pan ma/miał takie problemy, ale może jakaś rada na zyskanie motywacji dla początkującego nooba z dużymi ambicjami? :) Sory za taką litanię xd


Dokładnie podobną sytuacje mam...
Po co tyle jesz, po co tyle ćwiczysz, to przez siłownie masz problemy ze zdrowiem i tak w kółko wszystko co jest nie tak to przez siłownie, bo siłownia to ZUO
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 10 Napisanych postów 710 Wiek 34 lat Na forum 9 lat Przeczytanych tematów 7822
ok, troszkę zmęczony jestem nie wiem czy gorączka mnie bierze ale już przeciwdziałam temu. Nie mniej trening zrobiłem dziś konkretny. Waga już ponad109kg więc w 3dni + 7-8kg wpadło tak naprawdę dopiero teraz załapałem wodę, mimo że micha już czysta. Czyli jak to zwykle bywa, kilka dni po wyżerce ciągne wodę.

Co do problemów z życiem codziennym.

Najpierw opowiem Ci moją historie i powiedz że Cie urzekła

Do rzeczy. Od dziecka byłem napiętnowany z powodu nadwagi. Miałem lekarsko stwierdzoną otyłość mimo że byłem bardzo aktywnym dzieckiem i całymi dniami biegałem za piłką. Problem był taki że w mojej rodzinie od zawsze stół uginał się od żarcia i każdy lubiał dobrze zjeść. Nigdy nie miałem problemów z apteytem, mogłem jeść od rana do wieczora. Nie miałem tez problemów typu "muli mnie", potrafiłem zjeśc np w święta po wiligiljnej mega obfitej kolacji, 3 czekolady, kilka batonów, jakieś cukierki, wszystko popić słodza colą i po 30min dalej jadłem. W wieku 7-8lat jadłem obiady tak samo duże jak mój ojeciec, zjadajac w sumie 2 obiady, jeden w szkolnej stołówce a drugi w domu. Do tego jogurty, słodycze, chipsy, owoce, bułki, co tylko było. Ruszałem sie sporo więc gastro było. W wieku 9lat na "zielonych szkołach" ważyłem jakoś 57kg czyli 3cio klasista ważył tyle co dorosła kobieta.

Oczywiście były to czasy(i chwała bogu!) w której nie było tolerancji dla grubasów, a grube dzieci to były maks 2-3osoby na klase, nie jak obecnie większośc klasy.
Powodem nie było żadne tam predyspozycje "po babci", "grube kości" i tego typu duperele a po prostu to że naprawdę średnio wciągałem ok.5-6tys kcal dziennie i to bez przesady. Dodajcie urodziny, święta gdzie kcal rosło 2-3krotnie. Oczywiście takiej ilości nie przejadałem z zdrowego żarcia, ale z syfu głównie czy też z żarcia jasia kowalskiego.

Z wiekiem grałem w piłkę coraz bardziej wyczynowo, coraz większa aktywność sprawiała że powoli zaczęło schodzić. Oczywiście nadal byłem gruby i pulchny ale już wyglądałem w miare. Z wiekiem mimo średniego talentu do piłki, ale obrzymiej miłości i pasji(żyłem tylko tym) robiłem kolejne kroki na przód ale wszędzie zwracano mi uwagę że jestem zbyt tłusty
Później trenowałem już na takim wyczynie że miałem 7-9 jednostek treningowych w tygodniu + weekendowy mecz. Szkołe, całą klase ustawioną pod piłkę. Tam już wyglądąłem normalnie w ciuchach, ale ciągle byłem lekko podlany jak na sportowca. W klasie maturalnej stwierdziłem że to ostatni dzwonek żeby się ogarnąć. Jako że bladego pojęcia o diecie nie miałem to ochudzałem się jak modelki 1700-1800kcal wliczają warzywa, całość pochodziła z jogurtów, warzyw, owoców + neiwielkie ilośc innego żarcia.

Miałem w planie zrzucić parę kg, zrzuciłem 13kg. Z 85 na 72kg, nie wiem jakim cudem całkiem nieźle radziłem sobie na boisku ale chyba tylko siłą woli. Parę razy padł mi cukier po treningu i zaczęły się tego typu akcje. Po jednym z meczów okazało się że mam naderwany czworogłowy uda i czeka mnie 4-6tyg przerwy. W jej czasie w strachu przed zasmalczeniem, zacisnąłem jeszcze bardziej pasa i w konsekwencji po powrocie, straciłem sporo moich atutów na boisku. Byłem totalnie bez siły, ogólnie dramat. Załamanie, depresja, problemy z otrzymaniem karty klubowej. Rozstanie z pierwsza dziewczyną + zawał(chyba 3 już mojej babci) wszystko skończyło się tak że z depresją skończyłem w domu, opiekując się nie pełnosprawną babcią. Nie pełnosprawną do tego stopnia że nie potrafiła sama wstać z łóżna, więc załatwianie się, mycie itd. Wszystko trzeba było przy niej zrobić. Jak że aktywny byłem tyle lat, a zajęcia na siłowni zawsze mi się podobały, zacząłem chodzić, do piwnicy gdzie kumple z bloku mieli siłownie, na którą chodzili tylko 2tyg przed wakacjami Całe życie byłem zakompleksionym grubasem, teraz wszyscy mówili że jestem przeraźliwie chudy. Więc postanwiłem to zmienić i zacząłem chodzić do piwnicy. Byłem po maturze, bez pracy, dziewczyna mnie zostawiła. Na dobrą sprawę całe moje życie to był trening i opiekowanie się babcią.
Babcia pokazała mi pewną rzecz, sposób myślenia, która jest w mojej głowie do dziś. Była to osoba nie skażona wspólczesnym światem, nie była chciwa, zazdrosna, za to bardzo życzliwa, mimo że jej życie było bardzo cięzkie. Wojna, patologia w domu, praca na służbie, praca jako dozorca, 4-ka dzieci do wychowania + 2-je dzieci straciła, dalej problemy zdrowotne itd. Tak wiele w życiu przeszła mimo to była tak dobra dla innych. Była wdzięczna za to że ktoś poświęcił jej 2minuty i porozmawiał o przysłowiowej dupie marynie. Wtedy też doszło do mnie ze cokolwiek by się nie działo na tym świecie, są rzeczy ponad codzienność, rzeczy które są bezcenne, których nic mi nie zabierze. Wówczas wiedziałem że coś w moim życiu się zmienia. Z kazdym dniem byłem coraz bardziej zaangazowany w treningi, żyłem tym, zacząłem czytać, wertować fora. Śmieszne to ale pamiętam jak pierwszy raz wszedłem na sfd, pamiętam nicki jak stundensky, siódema czy kaseta(z którym konkurowałem na scenie 5lat później). Miałem 70kg, 31cm w ramieniu przy wzroście 186cm. Czytałem, trenowałem, konbinowałem. Pierwsze efekty wiadomo jakeiś były ale i tak wygladałem mega słabo.
Dalej na kursie na prawo jazdy poznałem Marlene, moją narzeczoną, matkę mojej córki i moją miłość. Ona jako jedyna wiedziała co się działo w mojej głowie przez te lata. Wszędzie gdzie nie byłem chodziłem z pudełkami z jedzeniem, jechaliśmy w góry na weekend to ja zabierałem wszystkie posiłki na cały weekend - a jechaliśmy pks-em! Wiec torba pełna żarcia. Teściowie, szwagierka i jej facet, kuzynki, wszyscy widzieli wieszaka który miał moze 36cm w ramieniu i chodzi zawsze z torbą zawieszoną przez ramię, w której miał pudełka na jedzenie.
Do tego dochodziło masę suplementów. Z których oczywiście 90% nic mi nie dały i nie były mi do niczego potrzebne. Ludzie śmiali się, patrzeli jak na idiotę. Frustracja się włączała kiedy jakiś znajomy który nie miał bladego pojęcia o treningu czy diecie, po kilku msc machania wyglądał lepiej ode mnie.
Potem przyjąlem się do sklepu z suplementami, gdzie w sumie trafiłem tylko dzięki jakieś tam wiedzy. Wszystkie pieniądze odkładałem i robiłem kursy/szkolenia. Robiłem je i u Leszka Michalskiego i na awf-ie. I w jakiś ośrodkach sportowych typu Olympiacos. Na kursach poznałem kulturystów, jak np Tomasz Lech, Marek Olejniczak czy na kurs instruktora robiłem z Anią Halejak czy wówczas nieznanym Przemkiem Owczarkiem.
Wszędzie miałem gumowe ucho, słuchałem, notowalem. Do tego cały czas kupowałem książki, czasopisma, śledziłem rozmaite fora/strony, ciągle szukając wiedzy. Dzięki pracy w suplementach, miałem okazje tez być na fibo. Wszystko szło do przodu. Mimo wszystko cały czas wygladałem słabo, znajomi byli oburzeni że nie pije alkoholu(a nie pije, nie tylko ze względów kulturystycznych ), ponadto co chwila ktoś żartował ze mnie, nabijał się, uśmiechał pod nosem, dogadywał. Przykro mi było ale spuszczałem głowę, odcinałem się i robiłem swoje. Prawda też taka że w tamtym czasie żyłem zbyt kulturystycznie i przesadzałem z czasem dopiero złapałem dystans.

Mineło nieco czasu, ciągle poszerzając więdzę zaczynałem jakoś wyglądać. Jak zawsze mówiłem że w życiu nie wystartuje bo się nie nadaje, tak w głębi zawsze chciałem. Po prostu z lęku przed wyśmianiem człowiek sie do tego nie przyznawał.

Postawnowiłem wystartować bo jak uznałem to ostatni czas kiedy jakoś mógłbym się na tym skupić, tak jakbym przewidział że czeka mnie załozenie rodziny napisałem do Emila Kaleńskiego. Ten sie zgodził głównie ze względu na moje podejscie. Miałem 107-108kg ale naprawdę byłem zalanym wieprzem który myślał że jest duży. Dziwie się ze Emil podjął się mnie ale chyba dlatego jestem mu wdzięczny do dziś i zawsze kiedy mam watpliowści z czymś pytam go o zdanie.
Droga do debiutów była cieżka, redukowałem aż 18tyg. Po ok.4-5tyg dowiedziałem się że moja Marlena jest w ciązy ale sama znaczyła że mam startowac i koniec. Przygotowania wyglądały tak że pracowałem po 12godz i brałem wszystkie mozliwe dniówki jak leci, od 9 do 21, z narzeczona widywałem się tak że albo wieczorem jechałem do niej na 30-60min(15km od mojego miejsca pracy) treningi robiłem rano o godz 6, gdzie specjalnie wstawłem o 4:30, zeby przejechac 20km zrobić trening + cardio, potem praca i albo na drugie cardio albo do narzeczonej. Kiedy jeździłem na drugie cardio to albo sie z narzeczoną nie widziałem albo ona przyjeżdżała do mnie do pracy i siedziała w sklepie ze mna.
Była zima, nie raz samochód nie odpalił, pożyczałem od narzeczonej lub brata. Do tego obciążenia treningowe były takie że ja już zdychałem. - w szczycie cardio 2x60min + siłowy. Do tego kilka razy jechałem do poznania do Emila gdzie pociąg miałem o godz. 5:24 a wracałem o 22:30. Więc cały dzien mnie nie było. Dolicz że nie raz nie dwa auto mi nie odpaliło, pożyczałem od narzeczonej a ona z brzuchem jechała załatiwć swoje sprawy autobusem(bo ja na siłownie busem to ze 3h bym jechał).
Do tego wszystkiego w czasie przygotowan zmarła moja ukochana babcia, którą opiekowałem się ponad 4lata, moja mama która pracowała po 12godz i zajmowała sie babcią kiedy mnie nie było, a była mocno związana z babcia, lekko zbizkowała po śmierci babci - gotowała jej obiady, kupowała gazety, rozmawiała z nią, włączała telewizor. Mimo że w pokoju nikogo nie było. Pomiedzy tym ja i moje zawody. Podziwiam dziś moją Marlene która wytrzymała ze mną tamten okres, oraz w sumie sam siebie, że mimo naprawdę mega wielu wylanych łez udało mi się dotrwać do końca. Formę zrobiłem super, niestety pogubiłem sporo miesa przy tym wszystkim. WYstartowałem na debiutach i na śląska. Potem wyprowadziłem się na "swoje", nowa praca, urodziny małej itd. Szkoła życia była niesamowita. Dalej wszystko jakoś się doczyło do roku 2014 i mimo tych wszystkich perypetii udało mi się naprawdę dołozyć sporo mięcha. Waga ze sceny w ciągu roku +7kg, a po 1,5oku +17-18kg

Oczywiście kłótnie z kobietą się zdarzały i zdarzają. Wie co robie i jak bardzo to kocham. Ale musisz wziąć pod uwagę że życie z osobą zajaraną kulturystyką jest cięzkie, i nawet jak ktoś bardzo chce to nie zawsze może Cie zrozumieć. TYm bardziej jak ktoś nie ma pasji. Pasja to coś wiecej niz hobby. Hobby to coś co robimy w czasie wolnym, coś co sprawia radość frajdę. A pasja to coś co sprawia to samo co hobby tyle że myślimy o tym przez cały czas, kazdego dnia, o najrózniejszych porach, coś co cały czas mniej lub bardziej zaprzata nasza głowe. Ktoś kto tego stanu nie przeżył, do końca Cie nie zrozumie i to tez musisz uwzględnić oceniając postawę najbliższych

Najważniejsza sprawa, zachowac równowage miedzy życiem i pasją, łączyć to, tak aby wszystko było pogodzone, kompromis w kazdej sytuacji. Samemu mi nie wychodzi to zawsze jakbym chciał, ale z kazdym dniem, tygodniem miesiącem jest lepiej.

A ludzie? otoczenie? wyśmiewcy? jak juz stoisz na scenie, spełniasz marzenia oni nie istnieją. 90% z nich dziś pisze mi "hej adam, chciałbym trochę schudnąć, powiedz mi bla bla bla" a to ja smeje się ostatni i jestem panem sytuacji, mogę olać, pomóc, zbyć, lub rzucić "spoko, koszt tego i tego to $$", kiedyś się smiali, dziś płacą lub próbują wejśc w tyłek bez wazeliny a TY jestes spelniony i nawet nie masz ochoty im wygarnąć tylko się śmiejesz z całej sytuacji

Reasumując - zachowaj równowagę między pasją a życiem, a Ci którzy Cie kochają zostaną, będa próbować zrozumieć. Ty nie bądź dłużny i próbuj zrozumieć ich. Szarym tłumem się nie przejmuj, dziś śmieją się tu, jutro tam, potem piszą żeby się podlizać, potem umierają na cukrzycę
Nikt za Ciebie życia nie przeżyje, wiec żyj tak jak kochasz a nie tak jak dyktują Ci inni
1
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 12 Napisanych postów 692 Wiek 36 lat Na forum 11 lat Przeczytanych tematów 138399
Jak to prawdziwa Twoja historia to wielki szacun.
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Ekspert
Szacuny 177 Napisanych postów 1668 Wiek 30 lat Na forum 9 lat Przeczytanych tematów 347377
Co Ty stary, myślisz czemu Adama tyle na forum nie był. Układał jakby tu wała jakiegoś napisać

A tak poważnie to, wierzcie mi lub nie, ale z Adama warto nie tylko brać przykład jeśli chodzi o sam w sobie sport czyt. diete, trening itd. Nie widziałem się z nim jeszcze nigdy na żywo, nie miałem okazji pogadać twarzą w twarz, ale przegadałem z nim tyle na FB, na forach, że zmienił moje podejście do wielu innych spraw w życiu

Sylwek kiedyś nazwał go "wujo Adam", zapadło mi to w pamięci, bo zaj**iście odzwierciedla to co robi
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Znawca
Szacuny 31 Napisanych postów 3252 Wiek 29 lat Na forum 11 lat Przeczytanych tematów 22813
Dobrze to ująłeś Damian z tym ,,wujo Adam" tacy ludzie jak Adam często się nie rodzą mimo małej ilości czasu , tego , że na tej wiedzy mógłby sporo zarobić pomaga każdemu jak może , świetny facet i nie piszę tego dlatego , żeby podlizać się czy coś bo tak myśli o nim pewnie wiele osób powodzenia Adam cały czas trzymam za Ciebie kciuki :)
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 6 Napisanych postów 412 Wiek 40 lat Na forum 16 lat Przeczytanych tematów 4897
Pięknie napisane. Kielce mówią: SZACUNEK!!!
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Ekspert
Szacuny 90 Napisanych postów 9580 Wiek 34 lat Na forum 9 lat Przeczytanych tematów 34564
Przeczytałam z przyjemnością. Adasko - podziwiam za wytrwalosc. Ja Cie wujkiem nazywac nie bede ale rowniez uwazam, ze jestes strasznie pozytywna, pomocną oraz życzliwą osoba- niczym Twoja babcia ;)
Nowy temat Temat Zamknięty
Poprzedni temat

"Bartek Buczek - przygotowania do sezonu jesiennego"

Następny temat

Piotr Cieśla UNS TEAM ,,Od ćwiczących dla ćwiczących''

WHEY premium