na początku ankieta:
Zdjęcie sylwetki (mile widziane):
Wiek : 42 lata
Waga : 96 kg
Wzrost : 185 cm
Staż treningowy: 10 lat
Obwód pasa 93 cm
Obwód klaty: 120
Obwód uda: 58
Uprawiany sport lub inne formy aktywności (jak często): praktycznie codziennie, bieganie, rower, kettle/siłownia, morsowanie zimą
Dostęp do siłowni / sprzętu domowej siłowni : dostęp do siłowni, stosunkowo dużo sprzętu w domu: kettle: 1 x 16 kg, 2 x 24, 1 x 32 i 1 x 48 kg, taśmy trx, drążek i worek trenigowy
Ograniczenia żywieniowe(uczulenia, choroby) : brak
Stan zdrowia: dobry
Preferowane formy aktywności fizycznej: bieganie, kettle, rower
Stosowane aktualnie i wcześniej preparaty : witamina C, magnez. Black Devil
Stosowane wcześniej diety/rozklad b/w/t: LCHF/Paleo, próby IF
Wrażliwość na stymulanty: średnia
Możliwości finansowe: niskie ;)
Twoje pytanie -cel/problem/opis:
Cel zgodny z tytułem dziennika - ukończenie w 2015 roku biegu ultra powyżej 70 km. Najlepiej Rzeźnik, ale zależne jest to od znalezienia partnera/wylosowania miejsca.
Krótka historia przypadku ;) Odchudzam/odchudzałem się od zawsze, wagę maksymalną około 116 kg osiągnąłem około 4 lat temu. Po drodze rozwód, upadek firmy, tematy depresyjne - nie sprzyjało to zdrowemu odżywianiu, tudzież prowadzaniu zdrowego tryby życia. Z początkiem 2011 zacząłem powoli odbijać się od dna, jednakże idzie to wolno ze względu na brak koncentracji, i niedostateczną konsekwencję i samozaparcie w realizowaniu celów oraz chwytnie za ogon zbyt wielu srok. Udzielałem się na innym forum, ostatnio mniej aktywnym, a obserwując już długo poczynania MaGora i Xzaara postanowiłem zagościć tutaj, mając nadzieję na uprzejme kopnięcie w d... w przypadku opierniczania się ;)
Jeśli chodzi o wagę, to jest to stan z dzisiejszego poranka, efekt weekendu firmowego w pięciogwiadkowym hotelu nad morzem ;) Tak średnio krążę w okolicach 92-93 kg, aczkolwiek staram się nie zwracać uwagi na wskazówki wagi i i ostatnio wazę się coraz rzadziej, zwracając uwagę na obwód pasa jedynie. Aczkolwiek docelowo zależy mi na zjechaniu do 85-88 kg.
Dieta: LCHF, raczej paleo, ale nie stronię od serów żółtych twardych, mascarpone czy śmietany tłustej. Po Rzeźniku zrobiłem sobie luz odżywiając się bez liczenia, według następującego schematu: http://whole30.com/downloads/whole30-meal-planning.pdf Teraz do liczenia wrócę. Założenia BTW: coś około 100 g białka - ale tu będę obserwował, tłuszczu do smaku i apetytu, i pomiędzy 50 a 100 g węgli z ryżu, kasz, ziemniaków i warzyw, w zależności od intensywności treningu. Priorytetem jest tutaj odpowiednia regeneracja i wydolność, potem stopniowy spadek wagi.
Co do obecnej sytuacji treningowej: w chwili obecnej moim największym problemem treningowym jest coś, co się ITBS zowie - czyli wada pasma biodrowo - piszczelowego. Zaczęło się w 2011 po przebiegnięciu maratonu - a raczej w jego trakcie. Skończyłem maraton w okolicach 5:24, kuśtykając ale szczęśliwy. Potem skupiłem się głównie na rowerze i kettlach - jako że jestem z Zielonej Góry mogłem spokojnie uczyć się u Bartka Bolechowskiego, a jako że posiadam sporo kettli i taras te treningi były moim głównym zajęciem. Od 2013 zacząłem myśleć o powrocie do biegania i lekko truchtać. Efektem przypadkowej rozmowy ze Szwagrem było zapisanie się na Rzeźnika, i co więcej wylosowanie miejsca ;) Rzeźnik zakończył się dla nas na 54 km - czyli na Smereku. Wysiadły nogi (shin splits), ponadto Szwagier nie miał już ciuchów, żeby przetrwać wichury na połoninach, wiec zdroworozsądkowo przerwaliśmy bieg. Miałem jeszcze ostatnią deskę ratunku w postaci ketonalu, ale biorąc pod uwagę całość tematu nie skorzystałem z niej. Zabrakło wybiegania w górach, w naprawdę mocnych górach. Ale doświadczenia, które zdobyłem są nieocenione i zdecydowanie pomogą mi w przygotowaniach. Ale cały czas mieściliśmy się w limicie, co było pocieszające, bo żeby się zmieścić do jednak w większości trzeba co najmniej truchtać. Błędem było również za szybkie zrobienie pierwszych 30 km do Cisnej
Dlatego też szukam wszelkich biegów górskich i terenowych, typu biega na Śnieżkę itd. Ostatnio pozwoliłem sobie tez na Maraton Wina i Miodu, jako że w sąsiedztwie. I tu zonk: założyłem sobie optymistyczne, aczkolwiek realne 4:30, i dodałem 15 minut na bufety, bo wino lali konkretnie ;). Do 28 km szło dobrze, po każdym bufecie nadrabiałem to co na nim straciłem, aż tu nagle odezwał się ITBS. Skąd, dlaczego - pojęcia nie mam. Dokuśtykałem się na 5:09. Od tego czasu rolowanie kijkiem (the stick) i dystanse do 10 km otraz lekkie treningi siłowe.
Plany na przyszłość:
1. Bieg Bachusa 6 września - 10 km - chcę w końcu oficjalnie złamać godzinę,
2. przygotowanie do weekendu w Tatrach w końcu września.
3. Półmaraton Gliwice 19.10 - towarzysko na zakończenie sezonu, potem do końca listopada roztrenowanie
Co do treningu, to jeszcze myślę. Chodzi mi po głowie coś takiego:
1. Codziennie rower do pracy, bo kasę na hobby trzeba skądś brać
2. Bieganie: 2 razy w tygodniu interwały, 2 x 10 km powrót z pracy, jedno długie (10-20 km) wybieganie w weekend.
3. Spacerek raz na jakiś czas medytacyjno siłowy z kamizelą z obciążnikami i kijkami - to pod kątem tatr
4. Kalistenika/kettle w ramach chęci i sił.
Ale przyznam, że pomysłu konkretnego nie mam. Postaram się przewertować do weekendu "Power, speed endurance" Briana Mckenzie, podejście inne do treningu nie tylko ultra, ale i na przykład triathlon, z naciskiem na crossfit, a opona od tira i młot 10 kg to moi dobrzy przyjaciele ;)
Lekko to wszystko chaotyczne, ale mam nadzieję że zrozumiałe - gratuluję wszystkim, którzy przeczytali do końca ;) Czego nie dopisałem, a kogoś by interesowało - pytajcie.
Mój dziennik:
http://www.sfd.pl/_DT_ajronmen__cel:_Bieg_Ultra_Granią_Tatr_2017_-t1040169.html
"Think of EVERY workout not as a workout but as a recharge." Ja ;)
"I owoc zwycięstwa zjem, i sławę wytarmoszę tak jak psa" ;)