No i jestem :) Powoli zaczynam ogarniać nadmiar stresu, który ostatnio mnie wręcz zalał. Dobrze, że udało się nie zaniedbać
treningów.
Generalnie sytuacja wygląda tak, że udało mi się odpukać dojść do ładu z piszczelami. Kluczowym czynnikiem był tutaj fakt ograniczenia biegania na rzecz marszobiegów, treningi siłowe i sauna / solanka, plus spadło ze 4-5 kg Ostatecznym testem był planowany od 3 tygodni nazwijmy to "test ultra" - w piątek o 22 wyruszyłem wraz z dwójką znajomych na całkiem spory marszobieg wokół Zielonej Góry - głównie tą częścią trasy Ultramaratonu Zielonogórskiego, której nie miałem okazji pobiec. Założenia były proste: test piszczeli, szpeju, żarcia i tempa. Wszystko wyszło zgodnie z założeniami: brak sensacji żołądkowo - krzakowych, nogi nie bolały, ciuchy i plecak się sprawdziły, 52 km w 9:46 km/min. Przepięknie w nocy, kosmos i poezja, wrażenia, które ciężko oddać słowami. Wczoraj regeneracja wręcz natychmiastowa, dzisiaj w zasadzie byłbym gotowy do jakiegoś dłuższego biegu.
Teraz w zasadzie plan jest prosty: dwie - trzy dychy w tygodniu i półmaraton na weekend, przeplatany dojazdami rowerowymi do pracy i treningiem siłowym. Ponadto skontaktowałem się z jednym z naprawdę mocnych ultrasów i czekam na odpowiedź co do współpracy. Najważniejszy cel na przyszłość to zjechać dosyć znacznie z wagą do Sudeckiej Setki. Sudecka Setka będzie na 99% w wersji 72 km - jako pierwsza setka marzy mi się Ultramaraton Zielonogórski, miejmy nadzieję, że się odbędzie w przyszłym roku.
i tak krótko o mnie ;)