Triathlon Piaseczno
Miałem wczoraj zabrać się za napisanie relacji, ale byłem zbyt senny, żeby coś wymyśleć. Dziś napiszę już bardziej na chłodno jak to wyglądało z mojej perspektywy (żeby byli jasne: nie płaczę, ale pisze jak widziałem to ja). Już na chłodno mogę napisać, ze zdupilem te zawody . Plany miałem ambitniejsze (a wyszło jak zawsze - można by dodać). W zasadzie nic do zarzucenia sobie nie mam tylko na bieganiu (chociaż też liczyłem, że pobiegne 10s/km szybciej). Generalnie wczorajszy start pokazał mi, ze muszę się obyć z tego typu zawodami (był to raptem mój drugi start).
Przed zawodami
Nie będę opisywał jak daleko miałem, jak minęła podróż, bo do miejsca zawodów mam raptem 20 min jazdy samochodem. Na dobrą sprawę, gdyby nie te wszystkie klamoty, to mógłbym i rowerem tu przyjechać. Na miejscu byłem dość wcześnie - chciałem odebrać pakiet jeszcze na luzie. Do strefy wszedłem jako jeden z pierwszych. Obok mnie akurat rozkladalo się dwóch gości. Rozpakowywalismy się i gadalismy. Wyszło na to, ze startując drugi raz, mam największe doświadczenie ;) W strefie zmian od razu przypialem buty do roweru gumkami, kask i nr na kierownicę i profilaktycznie zarzucilem po ręczniku na koła - rower był na słońcu. Może i nic by się nie stało, ale strzeżonego... Wyszedłem ze strefy. Piankę i inne gadżety do pływania miałem schowane w worku na śmieci. Polezalem przez godzinę w cieniu, później poszedłem się rozgrzać, a następnie oddałem rzeczy do depozytu. Oczywiście po założeniu pianki skapnalem się, ze zabrałem też czapek neoprenowy, co by w wodzie nie było zimno. Jednak w czepku płynąć nie zamierzałem. Do depozytu ogromną kolejka, więc wrzuciłem czapek w krzaki licząc na to, ze nikt go nie zwinie, a ja nie będę ponad stowki w plecy. W zasadzie od razu później trzeba było już wchodzić do wody.
Pływanie
Pirlo u siebie napisał, że miał u siebie do oplyniecia 2 boje w prawo. Ja miałem jedną w prawo. Przed startem jeszcze dopytalem się 3 niezależnych osób, którą boję mamy oplynac (bliższa czy dalszą) . Ludzie mówili, ze bliższą. Jeszcze przed startem chwilę Plynalem i było ok. Ustawiłem się w miarę wysoko, licząc na szybkie dopełnienie do omawianej boi. Zaczęło się odliczanie u ruszyliśmy. Na początku wiadomo - pralka. Ktoś po mnie przepłynął (oj, nie polecam), ja kogoś rąbnalem - generalnie ciasno. Plyne dalej, wokół mnie coraz luzniej. Rozglądam się i patrzę a 90proc uczestników płynie na inną bojke, niż ta o którą pytałem. No i kuzwa, miałem dylemat lecieć jak niemal wszyscy nakładając przy tym dystans, czy tak jak mi mówili (m in M Dowbor). Uznałem (raczej instynkt, bo czasu na myślenie nie było), ze nie będę frajerem, popłynie jak wszyscy. W tym momencie. Doplynalem. I w tym momencie nie chodzi już o nakładanie dystansu, tylko o to, ze wpierdzielilem się w samo centrum pralki... Piekło po prostu. W Plynalem ile mogłem, ale w końcu ktoś mnie podtopil, zatkało mnie i zakrztusilem się. Zatrzymałem się (akurat bylo płytko), wycharchalem to co mi nawpadalo, uspokoił oddech i Plynalem dalej. Zdecydowanie wydluzylem fazę płynięcia (celowo wyciągnąłem wyżej piankę, przez co w barkach miałem luz). Doplynalem.
W domu jeszcze na spokojnie spojrzałem na trasę i nie mogę oprzeć się wrażeniu, ze zrobiłem źle wracając się do tamtej bojki. Tzn nadlozylem trasy. Ostatecznie na pływaniu wyszło mi 150m więcej, niż zakładany dystans, ale najgorsze było opakowanie się w pralkę. Powiem tak: w zasadzie jestem sam sobie winien trzebabylo dopytać organizatora (na odprawie byłem tak ustawiony, ze nic nie widziałem) .
Natomiast jeżeli chodzi o samo pływanie i nawigację to było ok (. Z wody wyszedłem po... 14 min. Biorąc pod uwagę okoliczności mam do tego mieszane uczucia. Jestem rozczarowany nie plywaniem, ale brakiem jednoznacznych informacji (co jest moja winą). Cóż, przynajmniej nie napiszę, że skrócone trasę (a może Plynalem dobrze) . Było minęło. Nauka na przyszłość taka: pytać organizatora, a nie ludzi; organizator ma zawsze rację, nie płynący ludzie. Ile straciłem przez zmianę kursu i wybicie w centrum pralki? Pokusze się o 3-4 min.
T1
Po wyjściu miałem małe problemy z pianką, chwilę się z nią pomeczylem. Ale jakoś się wydostalem. W t1 wyszło następstwo wyjścia z tłumem: zablokowana strefa zmian. Do przebiegniexia miałem pi razy drzwi 300n z rowerem. Jak pisałem, buty miałem już przycsepione, więc mogłem teoretycznie szybko lecieć. Ale tylko teoretycznie. W strefie zrobił się zator. Przedemna wąż ludzi. Wszyscy w butach i prowadzących rowery dość (dla mnie) wolno. Było zbyt ciasno żeby ludzi wyprzedzić... Także wolnym krokiem zbkizalem się do wyjścia. Całość zajęła mi 4 min...
Rower
Myślę, że tu musi być dobrze. Zakrecilem korba 5 razy i skurcze w lydce promieniuje, aż do tyłu uda. Skurcz towarzyszył mi do końca roweru. Co jakiś czas nie pedalowalem próbując rozciągnąć nogę. Po nawrotce nie mogłem nawet przekręcić nogi. Wypialem się z bloku i jechałem nie pedalujac. Rozciagalem nogę na rowerze. Wpialem się. Jechałem dalej, choć ciągle z bólem w tym miejscu. Jeszcze pod koniec roweru skurcze weszły mi w... ręce. Przez co trudno było trzymać rower. Zastanawiałem się co było przyczyną: brak magnezu, odwodnienie (dużo sikalem przed startem, może
za dużo wody, za mało soli i wypluklaem się trochę) , czy brak zakładek woda - rower. Ostatecznie na rowerze wyszło mi 31,2 km/h i 168 watow. Powiem tak: tego roweru nie pojechałem na 100 proc swoich możliwości globalnych, tylko lokalnych. Na pewni straciłem przez rozciąganie nogi, czy wypisanie się z bloków. Ten rower miał być testem ftp, ale sam nie wiem, czy nie powtórzyć testu ale w firmie 90proc 2x8min. Także rower do dupy.
T2
Tu przelecialem o stojak za daleko. I musiałem się cofnąć. Natomiast było już w miarę luzno.
Bieg
Na szczęście to skurcz nigi aż tak bardzo nie przeszkadzał co nie oznacza ze nie bolało. Za to przez pierwszych 300-500m musiałem rozciągać ręce bo i tam zaczęły się skurcze... musiało to wyglądać komicznie. Przed biegiem planowałem, ze pobiegne po 4:50, jednak dla mnie podłoże było za ciężkie (momentami na chodniku i po wysypanej drodze bieglem po 4:45,ale jak przychodziło urozmaicenie terenu to tempo spadało). Ostatecznie bieg wyszedł po 5:02.
Ostatecznie na mecie miałem 1:29:59. Niby poprawiłem się w stosunku do zeszłego roku o 12 min (ale trasa rowerowa była trochę inna). Ale satysfakcji nie czuję w ogole. Prawdę mówiąc to chciałbym wyciągnąć wnioski z tych zawidow i iść dalej unikając w przyszłości tych błędów - Informacyjnych w wodzie i sam nie wiem jakich -tych odpowiedzialnych za skurcze. Przez te 2 rzeczy na dystansie sprinterskim można zapomnieć o jakimś wyniku. Na rowerze, na takim dystansie, trzeba jechać w pałę, a nie co chwilę rozciągać nogi i zaciskac zeby z bólu (tego skurczowgo). Szkoda mi tego startu, bo mi na nim zależało, ale ci zrobić? Ano, trenować i wyciągać wnioski, no i zbierać doświadczenie.