Dobra pora na wpis z moich dzisiejszych wyczynów.
Dzisiejszy trening dosyć ciężko a to dlatego, że musiałam "odrobić" trening wczorajszy, gdyż wróciłam do domu tak późno, że nie miałam już siły a do tego dzisiejsze bieganie. Poza tym to ostatni dzień treningowy tutaj w Krakowie trzeba było go jakoś uczcić
zawsze to koniec jakiegoś etapu treningu
Zaczynając od początku było tak:
Bieganie tydzień czwarty czyli 6x4' biegu+ 6x1' marszu. Nie powiem, żebym była zadowolona z moich rezultatów biegowych bo nadal wyprzedzają mnie ślimaki ale cóż poradzić pulsomierz krzyczy trzeba zwalniać. Od pewnego czasu robi się to dosyć nieznośne bo przekraczam 75% HRmax ( większość trasy niestety jest pod górkę i dlatego tak szybko wzrasta tętno) i muszę zwalniać a zauważyłam prawidłowość taką, że im wolniej biegnę tym bardziej bolą mnie mięśnie te na goleniach( nie pamiętam jak się nazywają ale nie jest to jakieś szczególnie ważne). W ostatnim biegu nie zwracałam już szczególnej uwagi na pulsometr i biegłam na 80-85% HR max.
Po bieganiu banan+ krążek ryżowy
( mówiłam, że się poprawię
). Dwugodzinny odpoczynek i zabrałam się za Lafaya.
Rozgrzewka: Skakanka 50,55,60" - trochę ciężko poszła ale po bieganiu to zrozumiałe + 3x10 pompek damskich z czego druga seria wąsko.
A2:5/5/5
D:12/12/12
C4:11/11/11
E:13/13/13
F:13/13/13
W:14/14/14
G:30/30/20
K2:12/12/12
Wystąpiły pewne trudności w C1 nie mam pojęcia dlaczego, poszło po 11 powtórzeń ale raczej na pewno zdarzyło się kilka niezbyt technicznie wykonanych.
Przy ćwiczeniu E od jakiegoś czasu czasu występują pewne różnice pomiędzy nogami, na prawą nogę jakoś gorzej idzie pomimo, że zawsze prawa była mocniejsza.
Co do posiłku to dopiero za chwilę bo nie lubię jadać sama i czekam aż Shinji skończy. Chyba, że nawet tyle nie powinnam czekać to od następnego treningu zacznę zabierać jedzenie ze sobą
A będzie
twaróg chudy+ nektarynka+ krążek ryżowy.
Trening bez rozgrzewki zajął mi 59 minut.