OK, dzisiaj zaliczyłam 1.5-godzinny spacerek z Szanownym Małżonkiem. Co prawda po mieście i na pewno na zbyt niskim tętnie
, ale biodra mrowią tak czy siak.
Długi weekend zapowiada się sportowo, tylko mam nadzieję, że Małżonek nie wycofa się z obietnic. A potem - wreszcie - normalne treningi [no w każym razie trzymam za to kciuki, chociaż słyszę głosy, że będzie jeszcze jeden katalog do zrobienia na połowę maja...
]
Pozdr,
P.S. Acha, jeszcze taka refleksja: podoba mi się moja dieta. Z czasem [czyt.: ostatnio] zaczęła ewoluować ku wyeliminowaniu [fajne zdanie będzie
] Wasy na rzecz warzyw - papryki, pomidorów i sałaty w dużych ilościach. Powoli dochodzę do wprawy i lepszego wyczucia, co z czym jeść, więc jest smacznie, kolorowo, nie za dużo, a nie chodzę głodna. Problemowe [w sensie: nudne] nadal są kolacje [omlet-twaróg-ryba -> mało twórcze], ale już udało mi się przekonać, że jak się po puszce tuńczyka zajmę czymś innym, to po 20'
nie czuję głodu i nie myślę już o jedzeniu.
Coraz więcej osób zauważa, że schudłam, albo mówi, że "coś dobrze wyglądam", ale - są też
gorsze konsekwencje odchudzania się samą dietą. Chudnę, ale nieładnie, np. z ud najszybciej "leci" z dolnej połowy, a górna niewiele się zmienia [a jak wszyscy wiemy, to górna część ud jest bardziej problemowa]. Na brzuchu z kolei odwrotnie - w górnej części coraz lepiej, dolna cały czas w słoninie. I tak dalej.
Zaczynam powoli się zastanawiać co potem, co po diecie. Bo szczerze mówiąc, dobrze mi tak i wcale nie mam ochoty z tego rezygnować, ani nie czuję potrzeby nic dodawać [no, może trochę węgli wieczorem...
]. Tyka, nie uwierzysz [ja sama nie wierzę!
], ale podoba mi się prowadzenie dziennika posiłków.
P.S.2 Właśnie sobie drukuję A6W z zamiarem sprawdzenia, co to warte...
Zmieniony przez - Uka P. w dniu 2005-04-29 23:22:59