Intuicją
Nie układam diety, nie liczę, kieruję się wygodą i tym co akurat mam w lodówce
- robię zwykle to, co najłatwiej przygotować. A czemu pytasz?
12.09.2015 SOBOTA
Międzyczasy: 6:13 - 5:39 - 6:15 - 6:10 - 6:06 - 5:58
Ok, oszczędzałam się trochę na później
Jak wychodziłam to akurat zaczęło padać, ale już nie zawracałam i dobrze, bo była tylko lekka mżawka.
A później się wypogodziło i udało się jeszcze zrobić krótką wycieczkę w góry - pierwszy raz z kimś z forum
Czikita była na weekend w moich stronach i trzeba było wykorzystać, a dobrze się złożyło, bo sama pewnie bym się nie wybrała, rano chmury, deszcz, stwierdziłabym, że później już się nie opłaca i czekałabym do niedzieli.
W rzeczywistości ok.17km, najwyższy punkt 1853m n.p.m. 2km mi nie policzyło, bo wyłączyłam endomondo na chwilę i zapomniałam włączyć.
Pogoda bardzo szybko się zmieniała, miałyśmy nawet plan B i plan C w razie czego, ale okazało się że nic nie trzeba zmieniać - przy podejściu w wyższych partiach chmury i mgła, jak wyszłyśmy do góry, gdzieś to się rozeszło
- cudne widoki, a kilka minut po tym, jak ruszyłyśmy w dół znów wyżej słaba widoczność...
Jedno zdjęcie z telefonu - aparat mi odmówił współpracy..
- kurczak 250g, papryka, 2
wafle ryżowe
- kostka czekolady gorzkiej
- kurczak 150g, buraki, sałatka warzywna (marchew, pietruszka, seler, por, kalafior, fasola, groszek)
- kurczak 150g, papryka, 50g ryżu białego, masło, pół ciastka owsianego
+ pkp, op, imbir, magnez, selen
13.09.2015 NIEDZIELA
Najdłuższa trasa zrobiona w górach, kilometrów sporo, no i przewyższenie też całkiem, całkiem
Miałam przygotowanych kilka wariantów, ale ta wersja to już totalny hardcore, fajnie się siedziało nad mapą i planowało, i tak sobie liczyłam, tu 2 godzinki, tu godzinka, potem zejście, podejście, następna godzina (na mapie 2, ale przecież w godzinę się wyrobię), potem już właściwie można by powoli schodzić, ale można urozmaicić, jeszcze jedno podejście.. i kolejne...
Jak przyszło do wykonania, nie było już tak lekko, wiem, że nawet jeszcze rok temu nie pokusiłabym się o taką trasę.
Pierwsze 2 godziny podejścia ok, dałam sobie limit 2 godz, przeszłam w 1 godz 53min (8km - ok.950 przewyższenia). Na kolejnym odcinku myślałam, że pójdzie szybciej, ale hmmm...ścieżka raczej nieuczęszczana, podbiegać się nie dało, a do tego byłam tam pierwszy raz, to cieszyłam się widokami i robiłam dużo fot.
Potem długie zejście na dół i prawie godzina podejścia, trochę się bałam, że jak nie znajdę ścieżki, to będę musiała wrócić tą samą trasą z powrotem, a miałam już ponad 16km.. i gdybym wracała,to by mnie czekało raczej takie monotonne podejście..Na szczęście udało się, choć trochę mi zajęło przedzieranie się przez trawy, kosówki, szukanie drogi przez głazy, aż w końcu wypatrzyłam mocniej zaznaczoną ścieżkę. Popatrzyłam do góry - podejście wydawało się krótkie (ok.0,6km), przewyższenia niewiele bo max.300m, ale tu się dotyrałam, bo to podejście było właściwie w linii prostej i 1/3 z pomocą rąk, najchętniej gdzieś w połowie zrobiłabym sobie przerwę, ale tu akurat mi zależało, żeby jak najszybciej ten odcinek mieć z głowy
Wyjście na przełęcz, złapanie oddechu i na dół po żwirku i osuwających się kamieniach...tam przyszło mi do głowy, żeby zejść wcześniej z trasy...ale przemyślałam sprawę i znów za jakiś czas podchodziłam do góry. Stwierdziłam, że nie jest źle, bo jeszcze wszystkich wyprzedzam i tak po 22km dotarłam na szczyt - jedyny na tej trasie - 2172m n.p.m. (wszystkie pozostałe przejścia przez grań były przez przełęcze).
No i na dół...tu jedna jedyna dłuższa przerwa (ok.25min) i kanapeczka
:
jeszcze kawałek na dół i... do góry - ostatnie już podejście, a po drodze takie widoczki:
jak wyszłam nie wierzyłam, że teraz już tylko z górki
Tak jak ostatnio znów pod sam koniec łańcuchy, a po tylu godzinach trzeba się jednak pilnować 2 razy bardziej, do tego jeszcze ruch na szlaku i znów kombinowanie, jak wszystkich minąć, żeby nie tracić czasu na stanie w korku do łańcucha...
Jak zeszłam na wysokość ok. 1600m (po prawie 30km), to już nawet przyjemnie się zrobiło, zmęczona byłam, nie powiem, ale wiedziałam, że już te kilka km na dół szybko pójdzie.
Wieczorem czułam nogi, kolana, ale o dziwo nawet nie jakoś bardzo, takie ogólne zmęczenie. Co ciekawe, chyba bardziej obolałe miałam tricepsy i górę brzucha, nie rozumiem, o co chodzi
- 2 ciastka owsiane, marchewka
- 3 kanapki z waflami ryżowymi (na 1szt: 1jajko, 2wafle, sałata lodowa, papryka)
- dynia pieczona z wheyem
- twaróg wiejski 200g, buraki, marchewka
- ryż 30g, pół jabłka
+ przedtreningówka, pkp, op, imbir, magnez, selen
Zmieniony przez - ventura w dniu 2015-09-17 13:44:04