Dzisiaj zaspałem, więc rano szybki rozruch: 2 minuty skakanki i 8 minut snatchy 24ką ;) pomogło, obudziłem się szybciutko ;)
Potem rowerem do pracy i z pracy, łącznie niecałe 20 km. Tego już nie traktuję jak trening, po prostu dojazd do pracy i tyle. Niestety boli dalej tyłek, co niezawodnie oznacza potencjalne problemy z ITBS - już się nauczyłem, że u mnie najpierw zaczyna boleć to miejsc, w którym pasmo biodrowo piszczelowe łączy się z resztą tyłka ;) to tak łopatologicznie, w końcu ortopedą nie jestem ;) Dlatego do soboty odpuszczam wszelkie aktywności rowerowo - biegowe, ewentualnie jak będę miał ochotę to delikatnie żelastwo tudzież kalistenika. Długo uczyłem się odpuszczać, kiedy grozi kontuzja ;)
BTW 84 140 68, czyli powtórka z wczoraj. Pełny jestem więc na dzisiaj koniec żarcia. Zastanawiam się, czym to jest spowodowane - sprawdziłem zapiski np z czerwca - przy podobnych obciążeniach było prawie dwa razy tyle tłuszczu i białka. Może inne nastawienie psychiczne? Wtedy miałem dużo cięższy psychicznie okres, a mam skłonności do zażerania stresów ;)
Zmieniony przez - ajronmen w dniu 2014-09-02 19:57:26
Mój dziennik:
http://www.sfd.pl/_DT_ajronmen__cel:_Bieg_Ultra_Granią_Tatr_2017_-t1040169.html
"Think of EVERY workout not as a workout but as a recharge." Ja ;)
"I owoc zwycięstwa zjem, i sławę wytarmoszę tak jak psa" ;)