"- Jakie wrażenie zrobił na tobie Tim Sylvia?
Mariusz Pudzianowski: Wielki jest, ale tacy łatwo i szybko padają. Jest cięższy od mnie, ale takich to ja się nie boję, są zbyt wolni, obiegnę go dwa razy dookoła zanim zrobi choćby jeden ruch. Widzę, że już brakuje mu tego, co ja mam teraz myśląc o MMA - głodu walki. Sylvia już swoje powalczył, a teraz pewnie myśli, że może na mnie zarobić. Ja jestem głodny tego sportu. Już sobie dałem spokój ze Strongmanem czyli podnoszeniem żelastwa, wygrałem tam wszystko, co było do wygrania. Nie chcę się powtarzać. Teraz czas wygrywać z najlepszymi w MMA, to mnie ekscytuje. Bo co mam robić w Polsce - siedzieć i liczyć pieniądze? Starczyłoby dla mnie i dla moich bliskich na bardzo wygodne życie, ale ja taki nie jestem. Zaczynam w USA od Sylvii, czas zawalczyć z kimś poważnym...
- Zaczynasz w Stanach od dwukrotnego mistrza świata UFC? Co prawda ostatni tytuł zdobył cztery lata temu, ale on ma nokautów o 16 więcej... niż ty masz walk.
MP: I to jest piękno tego sportu. Nie wyszedłbym do walki z mistrzem świata w boksie, nie biłbym się w K-1, ale tutaj to coś zupełnie innego. Jestem bardzo silny i szybszy, jak go tylko powalę na matę to go zatłukę, nie ma siły, nie wstanie. Jak podawaliśmy sobie ręce to czułem, że nie jest nabity, jest wielki i miękki, będzie w co uderzać. Lubię takich wielkich, wielcy fajnie padają. Muszę tylko uważać, żeby od niego nie zarobić na początek jakiegoś silnego uderzenia. To potrafi, widziałem jego walki ."