Miało być mocno, plany były ambitne. A wyszła - miałem napisać kompromitacja - ale tego nie napiszę, bo kompromitacja byłaby w innym przypadku.
Czekałem na ten bieg - nie powiem - długo. Bieg u siebie, trasa dosyć szybka, bo płaska. Po prostu idealnie. Może poza tym, że były 3 kółka. Prognozy pogody były średnio pomyślne tzn. gorąco....
Na miejscu byliśmy chwilę przed zakończeniem wydawania pakietów - 10.30. Odebraliśmy pakiety. Potem rozgrzewka - 10 min truchtu + 4 przebieżki. Ale już po rozgrzewce czułem, że dziś będzie mordownia. Strasznie gorąco było... Ale ok, nie będzie 4:40-4:50 to będzie więcej. Trudno. Nie ukrywam, że chciałem pobiec na takie czas, bo i interwały robiłem w podobnym tempie, biegi zakładkowe też ok. 5min/km. Wydawało mi się, że miałem podstawy, żeby próbować.
Po odliczaniu od 10 ruszyliśmy. W głowie miałem - nie ruszaj mocno, bo później padniesz... Starałem się tego trzymać. Pierwszy km w 4:40. Drugi nawet nie wiem ile, ale podobnie. No i tu zaczęło się... Zamroczyło mnie, lekko zakręciło w głowie. Zatrzymałem się. Potem marsz. W tym momencie zrozumiałem, że dziś ze ścigania nici. Spojrzałem jeszcze na pulsometr, a tam ponad 190... Całkowicie mnie odcięło... Pierwszy raz tak miałem, a kilka razy już biegłem...
Po tych dwóch km moja "strategia" zmieniła się. Dobiec do końca w truchcie i przede wszystkim zdrowiu. Warunki dziś fatalne. Termometr (w cieniu) wskazywał 22 stopnie, ale cały bieg był w pełnym słońcu (więc podejrzeam że było >30...). Jeździły karetki. Dobiegłem do końca. Czas w tym momencie nie był dla mnie istotny (było bodajże godzina 07....). W pierwszym momencie chciałem napisać, że kompromitacja, ale tak sobie myślę, że "kompromitacja" to by była gdybym padł na trasie i zgarnęłaby mnie karetka, a potem rodzina miałaby odbierać ze szpitala... A argumenty typu jesteś herosem bo padłeś na trasie, padłeś za to co lubisz zupełnie do mnie nie przemawiają. Także to tyle na dziś ;) Aha, na trasie wody praktycznie nie było... Po biegu czułem w zasadzie jeszcze czuję, ale już mi przechodzi, taką ludzką złość. Bo trenujesz, wychodzisz rano, poświęcasz swój czas, a tu dvpa za przeproszeniem...
Dzisiejszy bieg dał mi sporo do myślenia:
- jak trenujesz to trenuj w warunkach, których możesz spodziewać się na zawodach, bo bieganie o 7 rano, nawet w dresie, nie oddaje zupełnie dzisiejszych warunków. Jest miło, ale nie oddaje. Także ja tylko będę mógł (i oczywiście ze zdrowym rozsądkiem) będę starał się trenować w cieplejszych warunkach ;) Z resztą Xzaar niedawno też pisał o tym u siebie
- chyba jestem typem osoby biegającej, która mając w niedzielę zawody musi mocniej rozruszać się w piątek (u mnie była sobota, a wcześniej wtorek... nogi jakieś zastane były)
- ładowanie - sam nie wiem, czy to zj**ałem, czy to suma wypadków , ale nie jestem przekonany czy to się sprawdziło... (ok, tu też trudno mi być obiektywnym)
Żeby było śmieszni zaraz po zakończeniu biegu było pochmurno ;)
Cóż takie życie. W sumie to się cieszę, że przytrafił mi się dziś taki start, a nie na triathlonie ;) Za tydzień na Orlenie miał być start rekreacyjny, ale w obecnej sytuacji taki nie będzie. Bieg zaczyna się o 9, także słonca jeszcze być nie powinno ;)
Zmieniony przez - kalikstat w dniu 2016-04-17 19:04:22
Dziennik:
http://www.sfd.pl/DT_kalik-t1087033.html