Maciej już wie bo rozmawialiśmy na FB, przytrafiło mi się dzisiaj "odlatywanie" znaczy się zesłabiło mnie w pracy. Wyglądało to tak że poczułem się strasznie ociężale, serducho jakby chciało pracować mocniej ale nie mogło, ciężar w piersiach i "omdlenie" - na tyle słabe że siedząc nie spadłem - poczułem wyraźnie że odlatuję, mocno zakręciło w głowie. Potem serducho przez chwile musiało nadgonić to przyspieszyło i wróciło do normy.
Mam trzech podejrzanych:
1. W niedzielę jadłem trochę placków z szyszki od sąsiada. Moje przechodzenie na
ketony trwa 3 dni i może to był akurat ten moment kiedy nie było ani glukozy ani ketonów, ciężko powiedzieć.
2. Ostatnimi dniami jadłem sporo cytryny, wyciskałem 1szt na 1,5l butelkę wody, a Maciej też miał przygodę po wypiciu napoju z cytryną, kiedy od cytryn nie stronił.
3. Poluzowałem z jedzeniem pomidorów - może wyeksploatowałem minerały.
Nic, dzisiaj miałem biegać, pewnie odpuszczę i tak w planie 7km - to bieganie nie bieganie. Wczoraj i przedwczoraj cisnąłem siłownię - na zmienionym systemie - wszystkie serie po 15 powtórzeń, tak dobierałem ciężar żeby móc tyle zrobić i zmęczyłem się jak nigdy na większych ciężarach a przy mniejszych ilościach powtórzeń. W niedziele znowu 2h biegałem, jeden dzień przerwy może się przyda. Jutro urlop to pobiegam za dzisiaj.