Mój drugi Półmaraton. (przeklejone ze strony igorka,
Tekst ze zdjęciami)
Zracji, że Półmaraton Chmielakowy nie był tym pierwszym emocje mniejszego kalibru, raczej wyciszenie i spokój. Z dwóch powodów nie biegłem na maximum możliwości: szykuje się na maraton i miałbyć to test asertywności, dwa po pierwszym półmaratonie były arytmie, których teraz chciałem uniknąć. Plan był bardzo prosty do 16km trzymać się max tętna 160 - po 16km dać z siebie wszystko, ale jak to w życiu bywa nie było łatwo utrzymać założenia.
Na półmaraton Chmielakowy pojechałem z Igorkiem i z rodzicami, żona musiała zostać z młodszym synem w domu. Droga była trochę męcząca 160km i sporo nierównych asfaltów. Na miejscu odebrałem pakiet z biura zawódów, spotkaliśmy Macieja, który również startował i powoli kierowaliśmy się na miejsce startu. Mieliśmy jeszcze niby sporo czasu - 40 minut, ale pogawędki, ustawianie sprzętu (HR belt/zakresy tętna + aplikacja w tel.), ostatnia toaleta no i nie wiedzieć kiedy usłyszeliśmy wystrzał. Start to start
Sam początek przebiegał dość fajnie, troche osób wyprzedziłem, dopiero po 10 minutach usłyszałem w słuchawkach to czego naprawdę nie chciałem
"You are over targetive zone - slow down" no i zaczęła się walka w umyśle - wiedziałem że ignorując powatarzający się komunikat nie zrealizuję celu, wiedziałem że to ostatnia szansa przed maratonem aby sprawdzić się w warunkach "bojowych" i minimalnie zwolniłem
tempo pomimo iż naprawdę tego nie chciałem. "You are in targetive zone - keep going" po usłyszeniu tego komunikatu kolejna próba lekkiego przyspieszenia, ale znowu zostałem upomniany o przekroczeniu strefy. Trwało to chwilę, aż złapałem właściwy rytm ale jak się później okaże warto było. Oczywiście straciłem pozycję, wyprzedziła mnie dość pokaźna liczba osób, niektóre z nich starałem się zapamiętać aby mieć odniesienie do tego co będzie dalej. W 20 minucie miałem śmieszny przerywnik, właściwie w duchu śmiałem się dobre 5 minut, wyprzedzałem młodego chłopaka który miał bardzo dziwną technikę biegu - właściwie to nie biegł, a skakał, a mi przeleciała przez głowę myśl czy aby nie pomyliłem konkursów.
Czas leciał, a teren ciągle wznosił się ku górze, około 8-go kilometra musiałem znowu zwolnić, nie oszukujmy się tempo rzedu 6:26 minuty/km to nie jest to czego można oczekiwać, ale wyznacznikiem tempa było tetno i nie miałem wiele do powiedzenia. Słonko już przypiekało, a my wbieglismy do lasu i miłe zaskoczenie, takie samo jak wejście w upalny dzień do sklepu z klimatyzacją, tutaj troche odżyłem, przyspieszyłem, kolejne kilometry ciągle pod górę a tempo: 6:16, 6:11 i trafił się drugi punkt z woda a zarazem pierwszy i jedyny punkt żywieniowy, do wyboru były banany i banany. Do jedzenia nie wybrałem nic, moja dieta na to zezwala, jako okazjonalny cukrożerca nie miałem tego kłopotu co pozostali biegacze i nie interesowało mnie wogóle zagadnienie głodu. Do tego kilometra wyprzedziłem około dziesięciu idących osób.
Po 12km teren zaczynał opadać, tętno zaczynało lecieć w dół, a chcąc utrzymać takie samo obciążenie organizmu zacząłem przyspieszać, czasy poszczególnych kilometrów naprawdę zaczęły fajnie wyglądać: 5:43, 5:12, 5:21 - wyprzedziłem parę grupek, ciągle tętno poniżej 160. Cały czas miałem w głowie 16-ty kilometr, to nie był zwyczajny półmaraton, miałem dwóch sponsorów, Anna Schultis Zając i Bożena Trałka wykupiły moje kilometry, obiecałem im, że pomimo tego iz start będzie "treningowy" od 16-go kilometra w imię Kilometrów które Mają Sens i w ich imieniu odpalam turbiny i tak też się stało. Nie byłem już w lesie, nie było klimatyzacji, słonko grzało niemiłosiernie, a ja wypatrywałem znacznika 16km. Na jego widok ucieszyłem się jak dziecko chociaż nie wiedziałem co mnie czeka... minąłem go, grupka z którą biegłem została z tyłu jakby przestała biec wogóle
mijam kolejne grupki, tempo 17 kilometra rekordowe 4 minuty 35 sekund, ludzie stojący przy drodze dopingowali, wszystko układało się rewelayjnie ale poziom energii osiągną dno. Naprawdę z wielkim trudem 18km - 5:15, 19km - 5:36, 20km - 5:42 ale na widok mety wykrzesałem jeszcze na sam koniec 4:43 Igorek z rodzicami już czekał na mecie, był i Red z forum - Piotr Zieliński, wszystkim serdecznie dziękuję. Oczywiście ten bieg zrealizowany z głową nie spowodował żadnych nieprzyjemnych usterek zdrowotnych, wszystko było tak jak być powinno!
No i kolejne kilometry za mną, tym razem miały one podwójny wymiar, dzięki sponsorom, na konto Igorka wpłynęło 350zł, nie biegłem więc tylko po sam medal, ale oczywiscie jest i medal jest też woda, sam nie wiem co przyjemniejsze w tych chwilach
oczywiście kolejne małe wzruszenie, facet który zwykł siedzieć z piwem i powyżej 200m wszedzie jeździł autem znowu to zrobił, wystartował, ukończył, czas łączny 2:03 biorąc pod uwagę ukształtowanie terenu i temperatury do przyjęcia. Znowu jestem na mecie i znowu udowadniam przede wszystkim sam sobie, że nie ma niemożliwego, z nadzieją czekam na październik, każdy z Was może być tu gdzie ja jestem teraz, to nic trudnego, ominęło mnie kilka głupich seriali w TV bo trenować trzeba, ale naprawdę namawiam, polecam i obiecuję na ile mogę, że każdej chętnej osobie na miarę swjej wiedzy pomogę zacząć przygodę z bieganiem. Wiek, waga i przeszłość nie ma żadnego znaczenia żeby być na mecie razem z nami!