Dałam ciała.
Głodna jestem, idę zaraz spać, bo inaczej jeszcze czymś dojem.
Do tego ten cukier w kupnej kawie :-/ Siki takie z automatu. Wcisnęłam zero cukru, ale widać nie załapał.
Swoją drogą, jak kiedyś słodziłam, to mi się ta "kawa" z szafy taka słodka nie zdawała, a to ulepek.
I chleb z masłem i jeszcze ten ser. A spokojnie dałabym radę i drugi taki obiad zmieścić.
Jak ja mam oddać te 200 kcal, jak ja taki głodomór?
Wyzwanie na jutro: nie dać się pokonać misce.
Ćwiczyć też mi się nie chciało. Poszłam zdroworozsądokowo. Jakiś durny chmurny ten dzień.
I zimno na domiar złego. Zmarzłam na kość. Łykam zaraz jakąś wit. C i pakuję się w piernaty, żeby mnie jakieś draństwo nie rozebrało.
Właśnie
obliques, łykam sobie żeń szeń pod kątem zimy i zastanawiam się czy można coś jeszcze włączyć? Nie wiem czy łykać na dłuższą metę witaminę C, bo ona nie bardzo dla nerkowców wskazana. Mnie te nerki od pukać nie dolegają, ale może nie ma co eksperymentować? Może jakieś zioło do picia? Muszę potestować imbir, tak jak pisały dziewczyny.