Wracam duchem, bo cialem bylam juz wczoraj
W sumie to totalne rege psychiczne przy raczej niewielkim fizycznym - ale odespac zawsze mozna zdecydowanie latwiej
Mialam jeszcze 2 dni gdzie wpadlo po 13 i 17 tys krokow - w centrum ciezko poruszac sie autobusem badz taksowka, a kroki sie szybko sumuja.
Snu raczej bylo niewiele, ale apogeum nastapilo w noc przed wyjazdem. Mialam o 7 rano samolot, plan byl wyjechac o 5 na lotnisko, stad najpierw jeden bar, potem stary bar flamenco u Anselmy (czynny od 24 do 2 w nocy
), na piechte do hotelu, no i juz sie nie oplacalo klasc, wiec pogaduchy do 5 podczas pakowania. Efekt byl taki, ze gdy weszlysmy do samolotu, to padlam jeszcze zanim ludzie wsiedli, nie pamietam juz startu, obudzilam sie tuz przed ladowaniem w Lizbonie
Spuchlam wszedzie, masakrycznie, najgorzej nogi: lydki i kostki. Waga wczoraj wieczorem 66,4, rano 65,5 kg
Opijam sie wciaz woda w nadziei "wyplukania" opuchlizny.
Jeszcze 2 fotki Sevilli noca: Golden Tower i Triana. W sklepie w ferworze zakupow zostawilam bluze, wiec na pewno tam jeszcze wroce
Jak to jeden ze znajomych powiedzial - tu jest rytm zycia dobry dla serca