O widze,ze chlopaki wylewaja smutki,a co mi tam i ja walne.
Tez niby wszystko pieknie u mnie,ladne oceny,ladnie zycie poukladane,nalogow nie ma,problemow jako takich nie ma,modem na
sfd jest
,ale...
Dzis wrocilem z treningu,znow z bolem kolana...nie cwiczylem 8 miesiecy,mialem nadzieje ze staw zregenerowal sie wystarczajaco przez ten czas,ale niestety lipa.W takich chwilach przypomina mi sie sentecja jednego ortopedy,ktory z 6-7 la temu mowil mi"kolega,z tymi kolanem to juz nie do sportu...",ja go mialem w d. i jakos cwiczylem.Z mniejszym lub wiekszym skutkiem,trening nigdy przez to nie stal sie rutyna.Kazden jeden to bylo moje male swieto,na ktore czekale,na mysl o ktorym cieszylem sie jak dziecko.Tyle,ze juz bardzo dawno nie rozkoszowalem sie tym zmeczeniem i bolem miesni,a glownie co czulem to bol kolana...ktory spedza mi sen z powiek.Sport jest bardzo wazny,nigdy nie byl i nie bedze najwazniejszy,ale stoi bardzo wysoko.To jest glowna rzecz,ktora nie robie z obowiazki,ktora robie bo chce,a nie bo ktora musze,ktora czuje ze musze,lub ktora wypada.Robie to w 100% dla siebie,wiem ze predzej czy pozniej to kolano stanie mi na drodze i bede musial powiedziec koniec...Kiedy to bedzie?Za rok,za 3?Nie wiem,ale wiem ze predzej czy pozniej to sie stanie i jak wtedy sobie uloze zycie?To sie pewnie dla niektorych wydaje banal,niektorzy maja wieksze problemy itd.Tyle, ze ja cale swoje zycie,kazda minute poswiecam po to by tych problemow unikac.Nie mam konfiktow z prawem,bo uwazam na kazdym kroku,nie mam konfliktow w szkole bo ucze sie ciezkimi godzinami i pilnuje sie ze wszystkim,nie mam problemow towarzyskich bo nie dopuszczam zbyt blisko ludzi,mam wielu kolegow,znajomych,kolezanek,przyjaciol nie,bo zbytnio nie ufam ludziom,wiec nie ma mnie kto zawiesc.Nie mam daj boze problemow finansowych jako takich,bo zyje naprawde minimalnie i skromnie.Cale moje mlode zycie to jest unikanie klopotow-nuda.Tylko ten sport jakos tak
,tylko to kolano...