Po ostatnim wyjeździe deska to mój wróg
Było dużo lodu, który przyprawiał mnie o ataki paniki i ten dźwięk parapetu zsuwającego się po lodzie gdzieś za mną... OMG śni mi się po nocach ten dźwięk
Generalnie nie bardzo rozumiem dlaczego mnie tak zmasakrował ten wyjazd. Przeglądam sobie na jutjubie fimiki o przygotowaniu do sezonu narciarskiego i w sumie to robią wypady (mam w treningu), goblety (mam w treningu), ćwiczenia na dwójki (mam w treningu). Nic niezwykłego, robię to już od dawna (rożne treningi, ale FBW zawsze). A teraz bolą mnie kolana, łydki to masakra, uda to w ogóle. Co robię nie tak? Czy powinnam była podejść do tego bardziej wytrzymałościowo i ćwiczyć na ilość niż na ciężar? A może świadczy to o tym, że nie przykładałam się?
Trochę słabo, bo wydawało mi się, że jestem w całkiem dobrej formie jak na siebie, a miałam lepsze wypady...
W temacie dziennika pojawił się Zen, którego będę szukać
Chciałabym osiągnąć w głowie taką równowagę, która spowodowałaby, że moje zdrowie i wygląd (w tej kolejności) są determinowane przez taki styl życia, że i zdrowie i wygląd i ten styl są dla mnie zadowalające, no że tak pasują do mnie. To tak własnymi słowami
To nie znaczy, że nie będę się redukować, albo coś, bo będę -
forma na lato musi być
No ale to musi pasować jedno do drugiego, żeby nie było na siłę ("bo ja chcę schudnąć i być chuda"). No takie Zen, no