picie: woda,kawa, herbaty x5
suple: minerały koloidalne (mdli mnie po tym aż), 3x2 wiesiołek
dzisiejszy tren:
wejście na ławkę - mało brakowało do gleby, gdyż *nieco* za wysoko stepy sobie ustawiłam, ale potem już było ok, dvpa pali żywym ogniem
przywodzenie nuk - masakra, zrobiłam dziś kąt bardziej rozwarty i ostatnie powtórzenia to już wydawałam z siebie dźwięki jak stary koks , wstawszy z maszyny szłam jak kowboj
uginanie leżąc - tutaj jeszcze sobie dołożyłam do pieca, stwierdziłam że nie ma chvja we wsi i jakoś zamontuję ten krążek tam, trochę się bałam że to wyleci gdzieś w pissdu i we mnie trafi w ogóle, ale obeszło się bez szumu. Ćwiczenie zmiażdżyło adekwatnie, zęby w ręcznik poszły, śniadanie podeszło do gardła.
wypady dalekie - no tu musiałam trochę rozsądkiem zapanować nad żądzą progresu, bo nuki były już wymęczone po poprzednich ćw z dropsetami, tak więc ciężar mniejszy, ale i tak mnie znosiło w przód i powłóczenie nogami pod koniec było:>
ściąganie drążka- tutaj ok, ostatnie powtórzenia to już małe oszukaństwo, ale bardzo się starałam ten drążek do samej klaty przygwoździć
wiosło sztangielką- jest progres, jest nieźle, wyczaiłam w końcu system skręcanych hantli i już se nie muszę liczyć wreszcie bo wiem what&where
Reasumując, chodzenie i wstawanie dziś sprawia mi trudność
Winners train, losers complain.