Szacuny
231
Napisanych postów
518
Wiek
31 lat
Na forum
11 lat
Przeczytanych tematów
78460
Kitka już więcej nie da się poderwać po ostatnich przeżyciach w prywacie.
My już w drodze do Wrocławia na zawody jutro waga o 15, start o 17. Panowie w niedziele
Szacuny
231
Napisanych postów
518
Wiek
31 lat
Na forum
11 lat
Przeczytanych tematów
78460
Hallooooo dzień dobry!
Spieszę z opowieścią NO JAK BYŁO?!?! Start, pomimo wyniku, który jest słaby, uważam za udany Ale lecimy po kolei:
Piątek, dzień przed zawodami. Długa podróż pociągiem do Wrocławia, zmęczenie i stres, głównie przed tym, że mój K. nie pojawi się jutro na moim starcie. Uczucie prawie takie jak atak paniki.Na miejscu we Wrocku szybki "relaks" w domu, żeby zaostrzyć apetyt i pojechaliśmy z Witkiem i Karoliną na miasto zjeść solidną porcję pierogów i pączki. Weszło gładko szybki powrót do mieszkania, poprawka nastroju, trochę żartów, czekolada i do łóżka.
Sobota, dzień startu. Wyspana, najedzona, ok 13 byliśmy na miejscu, ważenie miałam o 15 i start zaplanowany na 17.
Nastrój dużo lepszy, atmosfera na zawodach bardzo dobra, dużo znajomych, klimatycznie Spotkałam się z "tymczasowymi" trenerami tj z Michałem i Olgą Tybora, którzy obiecali zająć się mną w trakcie rozgrzewki i podejść. Kiedy wchodziłam pod sztange na rozgrzewce to pojawił się mój Kamil. Radość milion, popłakałam się ze szczęścia. Potem był już luz na sercu, żołądku i w głowie.
Zważona 67,7kg, dzięki czemu pkt Wilks wyszły całkiem spoko.
Teraz słaba sprawa - miało być nas 5 w grupie 72kg a startowałyśmy ostatecznie 3. Jedna dziewczyna poszła kategorie niżej, inna nie przyjechała. Byłyśmy łączone z kat. 84 i 84+ dzięki czemu było odpowiednio dużo czasu na odpoczynek między podejściami i nie za długo, żeby nie ostygnąć. Nie mniej lipa, że nie było większej konkurencji, tylko walka (a może loteria...) która będzie druga i która będzie trzecia. Pierwsze miejsce z góry było wiadomo, że zgarnie Julita Król (dwuboistka), bo zaczynała Sq 140kg, BP 75kg, DL 140kg chyba (i atakowała 170 na rekord open ale nie zrobiła).
Także "rywalizowałam" tylko z Pauliną, także podopieczną Tybory. Wiedziałam, że ma niezłe wyniki, ale zarówno ona jak i ja mialysmy jednak...słaby dzień na tych zawodach.
PRZYSIAD
#1 Otwierałam bezpiecznie 107,5kg - poszło meeega gładko, duży uciesz, świadomość, że może być dużo WINCYJ na kiju
#2 115kg - spalone. nie wstałam. za szybko, puściłam brzuch, zgniotło.
#3 drugi atak na 115, w głowie myśl, że pewniak. nastawienie bojowe i skupienie, doping ze strony publiczności i sędziów, moja muzyka w tle, na plecach sztanga lekka. Siad, odbicie i idzieee....ale zabrakło. Zobaczycie na filmach poniżej. W nodze była para, ale rozjechało się napięcie w górnej części pleców i w prawie ostatnim momencie mnie zgniotło
Straszny niedosyt. Bo czułam się pewnie. Czułam się zaj*ebiście. Ale głowa do góry, uśmiałam się, podziękowałam i pobiegłam na rozgrzewkę do wyciskania.
WYCISKANIE LEŻĄC
Uff, moja ostoja spokoju i odpoczynku I nadzieja, że tu trochę nadrobię....
Podejścia takie same jak na IBPL:
#1 62,5kg - massssło, pewniaczek
#2 67,5 - też lekko, lepiej niż na lidze
#3 70kg - Tybora kazał inaczej ustawić nogi, za mocno skupiam się na pracy tyłka, za mało mocy idzie z dwójek i czwórek. Szybka poprawka na ławce rozgrzewkowej, ustawienie stóp równolegle do ławy, zamiast rotacji do zewnątrz. Ławki eleiko mają jedną wadę, która mnie mocno uwiera - strasznie śliską powierzchnię. Decyzja - robimy BŁOTO na singlecie chlust z wody i magnezji, wyglądam jakbym wyszła z bagna. Ale co mnie to. Pozycja na starcie całkiem mocna, acz jeszcze niekomfortowa. 70kg - no lift....
Schodzę z ławki i czuję jak mi odcina "prąd"... jestem już na prawdę zmęczona. Nie spodziewałam się, że tak mnie to wypruje z energii.
MARTWY CIĄG
Dostajemy dodatkowe 10min do rozgrzewki.
Biegiem na papierosa (ta....), wcinam banana i piję potrójne carbo. Zawijka do środka i lecimy z szybką rozgrzewką.
Gryf zawodniczy Eleiko udowadnia swoją przewagę - każdy ciężar rozgrzewkowy jest ciężki i szorstki, ale wchodzą dynamicznie. Kończę na 110, za 2min wchodzę na pomost. Duszę się od magnezji, talku i pewnie szlugów
#1 opener 1YSL (dla kumatych), czyli 117,5kg. Wchodzi gładko, ale uczucie jakbym miała tam ze 2 paki. Analizuję nagranie i widzę, że pomimo samopoczucia, zapas jest i to duży.
#2 122,5kg no lift tutaj się zawiodłam na sobie. weszło leciutko, ale ruszyłam stopą w trakcie boju - przez ten błąd techniczny mam niezaliczone. Nie ma czasu na analizę filmu. Zmęczona jak cholera marzę tylko o tym, żeby się położyć na jakimś materacu i już stamtąd iść. Dochodzi 19:30, zaczynałam o 17. Decyzja - idę bezpiecznie, powtarzam 122,5kg bo nie chcę się wkurzyć, jeżeli spalę wyższy wynik. Olga poprawia mi jeszcze pozycje - robię za mocny podsiad i za szeroko stoję, żeby użyć mocy z kuperka. Biegiem do łazienki, wracam i słyszę swoje nazwisko...
#3 wchodzę na pomost na pewniaka. Poprawiam ustawienie, 122,5 wchodzi gładko, acz na kocura. Najbrzydszy ciąg w karierze ale trzy białe światła. good lift. Schodzę z ogromnym niedosytem ale również ulgą, że mam to już za sobą. Trwało jakby wieczność.
Liczę total... 297,5kg. Załamka. Gdybym to sprawdziła przed #3 ciągiem to poszłabym 125kg, żeby ugrać minimum te 300kg. Plan był na 320kg.
Mimo wszystko wynik dał mi podium i srebro.
Nie miałam pojęcia jak strasznie dużo energii wymaga ten sport. I nie można porównywać go do treningów ani do zawodów w jednym boju. To jest po prostu hardcore Ale....coś wspaniałego.
Najważniejsze:
1. Mój Kamil. Był. Kocha. Nigdy nie opuści
2. Nauka i doświadczenie. Porażki są najlepszymi lekcjami. Wiem nad czym muszę pracować (o tym niżej). Taki był zamysł tych zawodów - sprawdzić JAK TO JEST na pomoście w całym trójboju. Cel osiągnięty.
3. Zabawa. Denerwowałam się dwa razy: na dzień przed i na dzień po (start Kamila i Witka, którymi się "opiekowałam"). Podczas moich podejść był po prostu ogień z du*y, uśmiech i śmiech, trochę nawet szajba Wszystkie popalone podejścia kończyłam z uśmiechem i ukłonem w stronę sędziów i publiczności.
4. Przyjaciele. Nie spodziewałam się aż tylu ludzi, którzy będą mnie wspierać, motywować, dopingować. Bajka Sama robiłam to samo - do każdego darłam się jak oszalała z widowni
Do poprawy:
1. Total Żeby maxy na treningu były pewniakami na zawodach. Tutaj byłam daleka od nich.
2. Siad: trochę inna pozycja, być może będzie trzeba spłycić, ale to wszystko się okaże jak zrobię najważniejsze - większa kontrola ciężaru przy schodzeniu i wstawaniu, wzmocnienie mięśni core (zalecenie: pilates na reformerach), mocniejsze biodro.
2. Ława: zmiana ustawienia nóg, poprawa leg drive, praca w punkcie krytycznym czyli podczas pauzy i pierwszej fazy wycisku, poprawa stabilności obu łopatek z naciskiem na lewą, która "lubi się" rozjechać, praca na wyższych ciężarach w slingshocie.
3. Ciąg: jeśli chodzi o klasyczny, to węższe rozstawienie stóp, mocniejsza rotacja zewnętrzna kolan, mniejszy podsiad (biodra wyżej), użycie tyłka, bo jest mocny a niewykorzystany potencjał. Ale najchętniej wrócę do sumo - w sumo rok temu robiłam 135kg na lajcie. Więc myślę, że w tym momencie 150kg to kwestia znalezienia mocnej pozycji i adaptacji do tego ustawienia.
4. Zawody: pierwsze i drugie podejścia mają być 100% pewniakami. Palić to ja sobie mogę ostatnie.
Na razie tyle. Prawie nic nie spałam, mieliśmy pózny powrót do Warszawy a dziś w pracy od 7.
Na koniec wstawiam jeszcze filmy, sami oceńcie. Kamil w swojej kategorii 93kg był 10 (na bodajże 17 zawodników), poszło mu podobnie jak mi. Witek zajął 2 miejsce w kategorii 93kg uzyskując total 592,5kg.
Ach, jeszcze jedno: niebawem będę startować i reprezentować...klub Metro-Flex Wrocław Jest mi super miło, że przyjmują mnie z otwartymi ramionami. Nie mogę się doczekac!
Aktualnie odpoczywam do nowego roku, w międzyczasie skonsultuję z trenerem dalsze plany. Na pewno start na Lidze Wyciskania w marcu i kwietniu. A czy Puchar Polski w TSK w marcu to nie wiem....zależy jak będzie szło. Nie wiem czy nie jest trochę za wcześnie. Ale na razie nic nie zakładam.
Pozostał tylko....głód ciężaru i chęć poprawienia taktyki na startach
No już. Oglądać, krytykować
DZIĘKUJĘ ZA WASZE WSPARCIE
I obiecuję się poprawić