Sprawa wygląda tak: mam do dyspozycji rower stacjonarny (York c202), z resztą całkiem niezły. Kupiony dawno temu w celu odchudzania mamy. Mama przybyła od tego czasu a rower stoi u mnie ;) Zastanawiam się, czy nie przejezdzic zimy na nim i nie kupować trenazer.
Plusy roweru stacjonarnego:
Już go mam nie muszę wydawać kasy ;)
Cichutki
Kilka przydatnych funkcji, choć dla mnie najbardziej sensowny jest pomiar kadencji, regulacja ciężkości - dla mnie naprawdę ok - pięknie można ćwiczyć siłę i ostatnie licznik kcal (tzn w tym sensie, ze pomaga mi określić intensywność wysiłku, ale samą wartość przyjmuje z przymrużeniem oka).
Minusy: pozycja na rowerze. Mogę kombinować z siodelkiem - przód i tył oraz góra i dół. Kierownicę jako tako mogę obrócić żeby choć trochę imitowac pozycje na zwykłym rowerze. Pedały mają trochę szerszy rozstaw (ale nieznacznie).
Także jakie jest wasze zdanie? Choć tu akurat chyba już wiem ;) w miarę możliwości (krótkie dni, praca, pogoda) widziałbym się też na szosowce na dworzu. Temperatury się nie boję ;) Co najwyżej śniegu ;)
A z dziennikiem chyba zacznę od października. Jestem w trakcie układania planu (treningowego i startowego) na przyszły rok. Planuje zacząć od października.
Dziennik:
http://www.sfd.pl/DT_kalik-t1087033.html