Remoncik skończony, zaległości w pracy i domu takie, że masakra.
Pożywienie remontowe fatalne - fastfoody z kawą. Potem nieco lepiej, ale wciąż nie moje gotowanie. Wpadały ciacha i piwo (bezalkoholowe, nie wiem czy to lepiej, czy gorzej...) i było mało warzyw.
Ale dziś już mam swoje żarcie. Zaczynam wracać do swojego życia - wczoraj pobiegane, ale trening raczej dopiero w poniedziałek. Generalnie jestem zmęczona i niechcemisię.
Wnioski:
- nie przytyłam, a momentami nawet schudłam. Generalnie wymiarowo jestem raczej na 0. Nie wiem co o tym myśleć. Chyba moim problemem w redukcji jest poprostu dramatycznie mała ilość ruchu (pomimo treningów). A może to za ktrótko, aby wyciągać taki wniosek.
Tak, czy owak ruchu będę próbować dokładać. Może będę latem na pieszo chodzić na pociąg?
- jednak bardziej pasują mi 3 większe posiłki niż 4 mniejsze. I bardziej się najadam i mniej roboty i w ogóle.
- ja to jednak nie umiem gotować - generalnie bylejaki schabowy w tradycyjnej panierce jest lepszy niż to co gotuję wyjątkiem jest kaczka pieczona z batatami ale ile można tej kaczki jeść (do tego jest droga).
Mój dziennik: http://www.sfd.pl/Raimunda_poszukuje_Zen-t1058968.html