Ruda właśnie wyszła, blondi się ubiera, a brunetka pudruje nosek ;)
Nareszcie chwila wytchnienia
Świętowaliśmy dobiegnięcie do mety
27.09.2015 (niedziela)
Bieg przeżyłem, nie umieram ;)
Ogólnie po raz trzeci (były trzy edycje) brałem udział w Biegu na Piątkę - imprezie towarzyszącej Maratonowi Warszawskiemu. W tym roku była zmieniona trasa - można powiedzieć, że kółka wokół Stadionu Narodowego (wcześniej było "do Palmy" i z powrotem). Profil trasy (o ile o czymś takim można mówić w przypadku biegu na 5 km) nie był najgorszy, ale dawał się we znaki. Były zarówno podbiegi i jak i zbiegi. Ale kto wymyślił 100-150 m podbiegu (dość stromego) na czwartym km, kiedy każdy chce tylko przyśpieszyć temu gratuluję fantazji
Na początek tradycyjna (tzn. stosowana przy okazji tego biegu i poprzedniego
) rozgrzewka: 1 km truchtu + 4-5 przebieżek i trucht. W sumie ok. 1,5 km. Potem znalezienie startu, co wcale nie było takie proste, bo panował spory bałagan, nie do końca było wiadomo skąd bieg się zaczyna... Ustawiłem się. Ludzie obok robią masę selfi przed biegiem: z dzióbkiem, bez dzióbka, z zegarkiem, bez zegarka... Jak dla mnie masakra ;)
W końcu ruszyliśmy. Na początku trochę przepychania. Potem luz. Pierwszy km wyszedł trochę szybciej (ale nie jakoś dużo) reszta w miarę równo. Biegłem bez pulsometru - na samopoczucie. Muzyki też w ucho nie brałem, co mam w zwyczaju, ale próbuję się odzwyczaić ;) Tożto kompletna amatorka
Mówię o biegach, a nie treningach ;) Dalej poszczególnych km nie ma co opisywać - raz, że krótki bieg, dwa, że i tak nie pamiętam ;) Nie mam głowy do zapamiętywania szczegółów w czasie biegu ;) I tak: o ile tydzień temu w trakcie biegu umierałem to teraz było zdecydowanie lepiej - starałem się biec w miarę równo.
Ostatnie jakieś 500m to już wbiegnięcie na teren wokół stadionu. Przed samym wbiegnięciem na stadion tabliczka: "400m MA BYĆ OGIEŃ" (czy jakoś tak, ale w ten deseń). I jak tu nie przyspieszać? ;) Jeszcze kilkanaście metrów przez łącznik i już jestem na Stadionie Narodowym. Magia. Nogi same dostają rozpędu. Na samym stadionie 150-100 m do mety. Tu każdy chce zafiniszować. Obecność na tym obiekcie, doping ludzi naprawdę dodaje skrzydeł ;) Wpadłem na metę. Czas: 25:13. Jak to mówią: h**owo, ale stabilnie ;) Zegarem pokazł, że nadrobiłem jakieś 100m w czasie biegu. Tydzień temu zabrakło ciut (trasa bez atestu), wiec generalnie wyszło podobnie. Po biegu standardowa ceremonia: medale, picie, depozyt, przebieranie ;)
Skoro już byłem na stadionie to zaczekałem na maratończyków. Emocje ogromne. W tle muzyka Europe - The Final Countdown, ciary, aż przechodzą. Tu mózg płata figle: fajnie samemu byłoby taki maraton zaliczyć ;) Ale przychodzi zaraz otrzeźwienie. Wbiega pierwszy - Ezekiel Omullo z Kenii, czas: 02:09:19. Za nim kolejni afrykańscy biegacze. Pierwszy z Polaków D. Nożyński bodajże na 8 miejscu. Za nim Warszawski Biegacz - ten to ma fejm i szacun na dzielni
Generalnie ze swojego biegania jestem zadowolony. Emocji po biegu co nie miara. Ale, żeby nie było tak kolorowo, to trochę nadwyrężyłem chyba łydkę (odczuwam ból w okolicy przyczepu z piszczelem), wiec kilka dni wolnego od biegania. Rower do decyzji.