Na śniadanie poszły trzy jajka i trochę białego sera, a dużo dużo później dwa cycki z kurczaka z brzoskwinią i mozarellą. Teraz czas na tfarożek z migdałami, śliwkami i innymi cudeńkami I to będzie chyba koniec mojego świętowania, bo coś mi w Polsce apetyt nie dopisał...
Najważniejsze, że robiłam za kierowcę, więc żadnych wysokoprocentowych napojów nie było
A jutro powrót do normalności, czyli pół dnia za kółkiem i wracam do swojej tradycyjnej szamy