Znacie mnie z poprzedniego dziennika, który w pewnym momencie troszkę się rozleciał, a wiele osób mnie przez niego znienawidziło. Doszło do tego, że dziennik został zamknięty i sprawa na pewien czas zamilkła.
Mam nadzieję, że teraz wszystko będzie lepiej .
A więc
DO RZECZY:
Jak część z Was pewnie pamięta, swoją przygodę z siłownią i treningami rozpocząłem na przełomie Maja i Czerwca tego roku. Startowałem ze strasznego stanu - 41kg i chodzący Oświęcim.
Brak sił na cokolwiek... Normalne wejście po schodach było dla mnie prawdziwym treningiem siłowym. Któregoś dnia mając w rękach zgrzewkę wody, chcąc wnieść ją na I piętro, stanąłem po 3x schodkach i wodę musiał wziąć ode mnie mój tata, bo nie potrafiłem dźwignąć tego "ciężaru" razem z ciężarem swojego ciała dalej. Próbując biec do autobusu nie byłem w stanie normalnie przebiec 10 metrów, bo dostawałem zadyszki a wysiłkowo przypominało to mniej więcej bieg z założonym na plecy 20kg ciężarem. Tyle, że tego ciężaru nie było...To były straszne czasy, które zmotywowały mnie do podjęcia chyba najlepszej w moim życiu decyzji ostatnich miesięcy. A mianowicie - zapisania się na siłownię i powolnego ruszenia w drogę do sukcesu.
Waga ruszyła, wymiary i wygląd też zaczęły się poprawiać ( wstawiam fotki ukazujące mój stan w Maju - przed zaczęciem ćwiczeń - i teraz, robione pod koniec Lipca - W trakcie dwutygodniowej przerwy od ćwiczeń ).
A więc zacznijmy jeszcze raz!
Gotowi? Bo ja i owszem!