loferne - z brzuchem tak sobie - są trochę lepsze i gorsze dni
dziś jest gorszy . Generalnie brak problemów gastrycznych, jaki występował gdzieś po 2 tygodniach rotacji (1500 - 3 dni i 1 - 1700)mogę odłożyć do odległych wspomnień.
Co do tego co jem - monotonia tego co jem mi odpowiada, bo jem to co lubię. Temat ryżu, strączków i makaronów razowych był gdzieś w czasie I cyklu wałkowany - reaguję na nie znacznie gorzej niż na owoce
BTW po żytnim chlebie razowym mam zgagę przez 2 dni - dlatego jem owies rano i potem
węgle dobijam owocami sezonowymi. Białka to whey, ryby i jajka - jak akurat dostanę chudą świeżą rybę wtedy daję do jej pieczenia więcej masła. Po odstawieniu orzechów - tłuszcze (obok tego co w żarciu) to oliwa i masło (kokosowego nie kupiłam na razie z uwagi na cenę). Druga sprawa to czas - z przygotowaniem posiłków i tak schodzi mi godzina - zwykle dzień wygląda tak:
6:00 pobudka
6:00-6:45 czynności łazienkowe
6:50-8:00 dojazd do pracy
8:00-16:00 (czasem do 18, 19) praca - tam śniadanie, II i lunch "nad komputerem)
16:00-16:40 dojazd na siłownię
16:40-18:40 siłownia (łącznie z przebieraniem, suszeniem włosów i dojściem z i na przystanek)
18:40-19:40 zakupy codzienne
19:40-20:40 dojazd do domu
20:40-22:00 przygotowanie paszy do roboty, obiadu i kolacji
22:00-2:00 mejle, wiadomości, praca,ogarnięcie chałupy (w poprzednim i tym czasie jedzenie)
czasem wyrobię się wcześniej i pójdę spać o pierwszej. W dni bez treningu załatwiam rachunki, sprawunki, lekarzy, szewców, fryzjerów i inne (jak wyjdę z siłowni już jest za późno).
Gdzie tu czas na gotowanie, pieczenie dodatkowe? lepiej się już nie zorganizuje. Mąż cały tydzień jest poza domem (niestety pracujemy w innych miastach), więc nie ma kto mnie odciążyć.
Kawę piję filiżankę dziennie espresso - śpię po 4-5 godzin i bez kopa rano trudno mi się skoncentrować w robocie, a potem jeszcze iść na trening.