Wątek widziałem, świetny jest ;) O nawykach dużo czytałem w ostatniej książce Aleksandry Former - Inteligentne
odchudzanie. W sumie nie zdawałem sobie sprawy, że aż takie znaczenie ma to, w jaki sposób myślę o diecie, jedzeniu, czy sobie. Poniekąd zmiana nastawienia była kluczowa, stąd tyle pisze o kompromisach w diecie. Najchętniej przycisnąłbym na maxa, liczył każdy gram mikroskładników i leciał na wadze przynajmniej 3kg tygodniowo, jedząc z 1500kcal dziennie, ale wiem, że wtedy psychicznie znów czułbym konflikt i mógłbym skończyć jak kiedyś, z palcem w dvpie... Wiem, że i tak dojdzie do tego, że będę poświęcał diecie 100% uwagi i zaangażowania, walcząc z każdym deko tłuszczy, który mi zostanie, aby poddać się operacji skóry i budować suchą masę, ale będąc w połowie drogi do celu, ta zmiana nie będzie aż tak krzywdząca dla psychiki, a stanie się jedynie następstwem mojego działania.
Dokładnie przemyślałem cały ten plan, dziś mam zaplecze, którego brakowało mi zawsze podczas prób odchudzania, dlatego tak często kończyły się one fiaskiem. Wspominałem już o konfliktach wewnętrznych, które tworzą się w momencie, kiedy chcemy być szczupli, ale dieta czyni nas nieszczęśliwymi. Podświadomość potrafi płatać figle człowiekowi. Wystarczy mieć złe podejście do samej redukcji i twierdzić, że jest to zło konieczne, że dieta będzie katorgą do końca życia i już nigdy nie będziemy mogli pozwolić sobie na coś dobrego, aby skutecznie obniżyć szanse na powodzenie swojego działania. Podobnie jak przekonania na temat własnej osoby. Wielu ludzi twierdzi, że nie dają sobie rady, albo że są słabi i nie mają silnej woli, to znów rodzi w głębi człowieka ziarnko niepowodzenia, które później kiełkuje. Sami sadzimy sobie takie plony i kończymy niepowodzeniem. Dzisiaj wiem, że grunt przy takiej wadze, to wytrwałość. Nic od razu, redukcja łyżeczka po łyżeczce i do celu, małymi kroczkami. Odpowiednie myślenie, plus wsparcie bliskich i motywacja i nie ma opcji aby się nie udało :) Bardzo wpłynęła również na mnie moja dziewczyna, która zawsze wierzyła, że mi się uda i miała gdzieś fale hejtu znajomych i ludzi z jej miejscowości, którzy gadali, że marnuje się z "takim grubasem". Pękło we mnie coś w momencie, kiedy i ona straciła nadzieję, sam dałem jej ku temu powody, bo po prostu chwile podłamania i zaprzestania działań były coraz dłuższe, zamiast tracić przybierałem, później dowiedziałem się, że z powodu takiej wagi nie mogę mieć na chwilę obecną dzieci... To kompletnie niszczyło nasze plany na przyszłość i można powiedzieć, że stało się zapalnikiem, który zmotywował mnie do zmian.
Myślę czasem, że kiedyś po prostu nie miałem aż tak wielkiej potrzeby, aby podejmować tak długą walkę, bo ogólnie moje życie z powodu takiej otyłości wcale nie było beznadziejne, wręcz przeciwnie, można powiedzieć, że zawsze dobrze sobie radziłem i nie czułem się bardzo źle ze sobą. W szkole nie miałem problemów z innymi dzieciakami, byłem raczej tym największym brzdącem z podwórka, którego reszta słuchała. Zdarzały się wytykania palcem na mieście, jakieś wyśmiewki itd, ale nigdy nie było to na tyle inwazyjne, aby mogło zmienić mój nastrój na cały dzień. Przyszedł moment w technikum, kiedy to strasznie zaczęło brakować mi bliskości, koledzy mieli swoje sympatie, a ja zawsze zostawałem sam... Z tego dołka też wyszedłem, zacząłem czytać, praktykować, podniosłem swoją wartość i pewność siebie, po roku takiego działania nie brakowało mi już kobiet nawet przy 200kg. Wszystkie ograniczenia leżały w głowie. Zawsze będę udowadniał facetom, że ich niepowodzenia tkwią w nich, a nie w kobietach, bo nie ma kobiet nie do zdobycia, są tylko faceci do dvpy. Kto wie, może zwiąże z tym swoją przyszłość i pobawię się w coaching relacji międzyludzkich, bo od wielu lat o tym myślę :) Na chwilę obecna jednak najważniejsze jest dla mnie, że przez moją głupotę i zaniedbanie nie popadłem jeszcze w jakąś przewlekłą chorobę, jak na przykład cukrzyca, zniszczone stawy, serce itd... Być może to ostatnia chwila aby wyjść z tego "cało", dlatego zrobię teraz wszystko, aby dopiąć ten cel. Taka waga nie musi być moim przekleństwem, może być wręcz przeciwnie :)